Rewolucje: Dwa Dni; recenzja na Independent


„Rewolucje” objawiły się już dobrych kilka lat temu. Czterotomowy cykl (w kolejności albumy „Parabola” „Elipsa”, „Monochrom” i „Syntagma” wydany został w latach 2004-2006) opowiadał o epoce wielkich wynalazców, których odkrycia miały zmienić nasze życie. Pozakomiksowy świat o „Rewolucjach” mógł usłyszeć za sprawą „Kinematografu” – stworzonej przez Tomasza Bagińskiego animacji powstałej na bazie jednej ze skutnikowych historii. Jego film daleki jest jednak od rysunkowego pierwowzoru. Ckliwy, cukierkowy obraz nijak nie przystaje do drapieżnych i chropowatych rysunków z komiksu. Zresztą nawet sam rysownik niechętnie rozmawia o tym filmie. Podczas spotkania na Komiksowej Warszawie stwierdził tylko krótko, że „Kinematograf” nie tak powinien wyglądać. I niewiele – jeżeli chodzi o grafikę – ma wspólnego z jego pracą.

Na szczęście na nowy tom „Rewolucji” to on miał decydujący wpływ. Albumik „Dwa dni/Two Days” pomieścił dwie historie. Fioletowy „Dzień pierwszy” traktuje o szaleńcu, który wynalazł machinerię do klonowania. Pomarańczowy „Dzień drugi” – o gościu, który podróżuje w czasie. Mateusz Skutnik świat odkrywców wyrysował znów w charakterystyczny dla siebie sposób. Znów są w nim postaci z wielkimi głowami, znów są koślawe domy, schody i kulki robiące za korony drzew. I znów każdy z obrazków składających się na komiksy to mały obraz. Małe dziełko sztuki. Śmiało można by było wyciąć sobie kadry z komiksu, oprawić i powiesić na ścianie (w sumie dlaczego by tak nie zrobić?).

„Dwa dni” są przerywnikiem między pierwszą a drugą serią „Rewolucji”. Pierwszy tom tej drugiej powinien pojawić się już jesienią. A postępy w pracach nad nim można podziwiać na stronie autora www.pastelstories.com . Warto tam zaglądać, by narobić sobie smaka na kolejną odsłonę cyklu, a przy okazji poszukać też na ulicach Bolonii sympatycznych krasnali. Kto grał w „10 gnomów” wie o co chodzi. Kto nie, powinien jak najprędzej nadrobić tę zaległość.

autor: Mamoń



Rewolucje5 – recenzja w ziniolu



Seria “Rewolucje” wraz z każdym kolejnym albumem określana była mianem jednego z najważniejszych komiksów autorstwa polskich rysowników. Adresowana do czytelnika, który potrafi myśleć i jest zainteresowany niebanalną lekturą, opowiadała historie wynalazków i losy ich twórców. Z charakterystycznie rysowanymi postaciami, wplątanymi przez Skutnika w alternatywny, akwarelowy świat, czytelnikom Egmontu przyszło pożegnać się w 2006 roku, kiedy ukazał się album “Syntagma”. Mimo szuflady zaopatrzonej w scenariusze i głowy wyposażonej w świetne pomysły, kolejny album Skutnika z tej serii polscy czytelnicy dostali dopiero w roku bieżącym.

Jest to komiks bez słów, a więc ten z rodzaju najbardziej wymagających. Nie ma w nim narracji, a dialogi ograniczone są do wykrzykników i znaków zapytania. Brak jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby tłumaczyć to, co znajduje się na rysunkach. Można go przeczytać w pięć minut, podsumować jednym zdaniem i po jednym dniu zapomnieć, ale wówczas straci się całą zabawę. Bo “Dwa dni” to 68-stronicowe korepetycje z komiksu oraz album, który sprawdzi, jak wrażliwi jesteście na to medium.

Dwa dni to dwie historie. W pierwszej Skutnik wrzuca czytelnika i bohatera w sytuację, w drugiej opowiada o wynalazcy. Sytuacja w dowcipny sposób wykorzystuje motyw zapętlenia, a opowieść dotyka zagadnienia podróży w czasie. Każda z tych historii jest świadectwem tego, że autor bardzo dobrze się bawił wymyślając je. I zaproszeniem, skierowanym w stronę odbiorcy, nakazującym mu ciągłe wertowanie stron do przodu i do tyłu w celu wyłapania szczegółów, którymi opowieści są nafaszerowane. Komiks Skutnika nie jest kameralny ani spokojny. Z jego stron bije ekstatyczna radość tworzenia.

Łatwo można się poślizgnąć podczas wyszukiwania inspiracji graficznych Skutnika i przypiąć mu łatkę Jasona. Co prawda norweski autor brał na warsztat podobną tematykę (patrz: “Skasowałem Adolfa Hitlera”), lecz w sensie graficznym sam jest tylko jednym z wielu kontynuatorów tradycji Herge’a. Czysta kreska to znak firmowy Skutnika w “Rewolucjach”, a towarzyszy jej czysty przekaz, oparty na znakomicie prowadzonej narracji komiksowej i konsekwentnym postawieniu na funkcję komunikatywną komiksu. Skutnik, wybierając taką a nie inną formę, “skazał się” na narrację czysto obrazkową, jedynymi odstępstwami czyniąc onomatopeje oraz miejsca, w których udostępnia oczom czytelnika plany wynalazku jednego z bohaterów (dzięki czemu poznajemy jego imię i nazwisko). Ze starcia z najtrudniejszym rodzajem komiksu wyszedł zwycięsko, a obok ciekawej formy przedstawił intrygującą – i osadzoną w uniwersum “Rewolucji” – treść. Czego chcieć więcej?

Może tego, by tak fenomenalny komiks nie kisił się na rynku, który nie doceni go tak, jak doceniłby niemal każdy inny. Pewnie dlatego wydawca pokusił się o edycję międzynarodową. Obok polskiego widnieje angielski tytuł, a złotówkom na odwrocie towarzyszą ich odpowiedniki w euro i dolarach. Dodawszy do tego jakość wydania, z której zadowolony był sam autor, otrzymujemy idealny towar eksportowy, którym możemy chwalić się już wszędzie.

Autor: Dominik Szcześniak



Rewolucje 5 – recenzja w Hiro


„Rewolucje: Dwa Dni” (6/10)

„Dwa dni”, to dwie opowieści, pozbawione słów impresje ze świata „Rewolucji”, intrygującej i niezwykłej komiksowej krainy stworzonej przez Mateusza Skutnika. Krainy pełnej wybitnych jednostek i niesamowitych wynalazków, które mogą zmienić świat ale potrafią też zniszczyć swoich pomysłodawców. I choć najnowsza odsłona serii niezwiązana jest fabularnie z poprzednimi częściami, to pojawiają się w niej charakterystyczne dla tego świata motywy i tematy. „Dzień pierwszy” oraz „Dzień drugi” (bo tak nazywają się poszczególne historie), to więc opowieści o fantastycznych odkryciach, paradoksach wynikających z tych innowacji oraz przypadkowych sytuacjach mogących przekreślić genialne pomysły. Skutnik korzysta z tych samych składników i opowiada po raz kolejny na pozór tę samą historię, lecz zawsze stara się o świeże obserwacje i podsumowania. W albumie „Dwa dni” te starania wychodzą mu jednak połowicznie, bo mimo zgrabnego i świetnie spuentowanego „Dnia drugiego”, poziom całości zaniża pierwsza opowieść. „Dzień pierwszy” jest bowiem z początku sympatyczną, ale w rzeczywistości suchą zabawą formą, która pozostawia czytelnika obojętnym. Najnowsze „Rewolucję” są więc udaną, lecz jednodniową wycieczką.

Bartosz Sztybor



Rewolucje 5 – recenzja na komiksomanii


Kameralne rewolucje

autor: Kuba Oleksak

W październiku 2006 roku, po wydaniu przez Egmont “Syntagmy”, czwartego tomu “Rewolucji”, wszystko wskazywało na to, że jedna z najciekawszych serii komiksowych polskiego autorstwa, dobiegła końca. Po prawie czterech latach, jej autor, Mateusz Skutnik, wraca do zdawałoby się zamkniętego rozdziału swojej twórczości. Wraca z albumem “Dwa Dni”, który ujrzał światło dzienne na FKW.

Z dwóch historii zebranych w albumie opublikowanych nakładem wydawnictwa Mroja Press, jedna (“The Ordinary Day” powstały w 2003 roku) pierwotnie ukazała się na łamach jednej z antologii słoweńskiego “Stripburgera”. Natomiast druga opowieść, zatytułowana po prostu “Dzień Drugi”, to materiał premierowy. O jakości wydania sam autor wypowiada się w samych superlatywach. Rzeczywiście, pod względem edytorskim wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Komiks prezentuje się naprawdę zacnie. Co ciekawe, jego cena została podana w złotówkach, oraz w… dolarach i euro. Autor i wydawcy nie kryją zamiaru wypuszczenia “Rewolucji” na światowe rynki. A jako, że “Dwa Dni” to komiks niemy, ma szansę się przebić. W świetle tych planów, szkoda tylko, że tytuł pozostawiony w języku polskim…

W porównaniu do poprzedniego cyklu, nowe “Rewolucje” są zupełnie innym komiksem. Czytelnicy, którzy spodziewają się podobnych historii mogą poczuć się po lekturze rozczarowani. W “Dwóch dniach” zabraknie kreślonych z wielkim rozmachem wielowątkowych opowieści o ludziach, którzy swoimi wynalazkami, skonstruowanych z matematyczną precyzją, zmieniali świat. Mimo, że da się zauważyć powtarzalność pewnych motywów, a estetyka pozostała ta sama, piąte “Rewolucje” bardzo odbiegają od tamtych historii. Mateusz Skutnik jeszcze bardziej splótł komiksową formę z treścią (przy czym niebezpiecznie otarł się o zarzut czczej zabawy formą) i skupił się na opowiadaniu historii o ludziach. Nowe “Rewolucje” to nie epickie powieści naukowe utrzymane w steampunkowym klimacie, tylko egzystencjalne etiudy. Kameralne, bardzo wyciszone, nie tylko przez brak dymków z tekstem, skupione na dwóch, bezimiennych bohaterach. Na ich namiętnościach, pragnieniach i dziwnych przypadkach, które są ich udziałem. Najnowszy komiks Skutnika jest blisko spokrewniony z dokonaniami autora, ukrywającego się pod pseudonimem Jason. Twórczość norweskiego komiksiarza jest przez jego gdańskiego kolegę po fachu znana i ceniona, więc myślę, że ten trop jest jak najbardziej słuszny.

Mateusz Skutnik może się upierać, że rysować nie umie, ale prawda jest taka, że to jeden z najsprawniejszych i najciekawszych twórców komiksowych, jakiego możemy podziwiać na naszym rynku. Oczywiście, do wysmakowanych grafik Jacka Frąsia czy kunsztu Krzysztofa Gawronkiewicz mu daleko, ale prace Skutnika utrzymane są w zupełnie innej estetyce. Jego nowe “Rewolucje” są mocno zakorzenione w stylistyce undegroundowej, nawet mimo ugładzenia ich pastelami. Siłą rysunków Skutnika nie jest ich, brzydko mówiąc, wygląd, bo nie są one ładne. Można się przyczepić szczegółów, krzywych linii, zaburzeń perspektywy, uproszczeń i niedokładności, ale moim zdaniem, wszystkie te “niedopatrzenia” mieszczą się w granicach konwencji, w jakiej operuje ich twórca. Rzecz w tym, że autor ma świadomość, że w komiksie najważniejsza jest narracja, płynność lektury, sposób rozpisania fabuły na kadry, umiejętne operowanie szczegółem, tak aby nie ginął na dalszym planie. I w tej materii trudno mu cokolwiek zarzucić, choć (w pewnym sensie) rysuje rzeczywiście “brzydko”.

Mam nadzieję, że “Dwa Dni” okażą się wstępem do kolejnej, wspaniałej przygody. Bo choć sam komiks jest dziełem raczej udanym i przynoszącym satysfakcję, muszę przyznać, że narobił mi apetytu na kolejną porcję “rewolucyjnej” lektury. Na razie, pozostaje mi powrót do pierwszego cyklu, ale mam cichą nadzieję, że Mateusz Skutnik nie poprzestanie tylko na jednym albumie, który okaże się wstępem do nowej serii.



Rewolucje 5 – recenzja w KaZet


Zdaniem genialnego fizyka Stephena Hawkinga podróże w czasie są jak najbardziej możliwe. Tyle tylko, że w przyszłość, co wiąże się z rozwojem technologii, a konkretnie z możliwością osiągnięcia prędkości bliskiej prędkości światła. Każdy zresztą zdaje sobie pewnie sprawę, że cofanie się w czasie mogłoby doprowadzić jedynie do szeregu paradoksów, co było i jest tematem fabuł wielu książek, filmów i komiksów. Autor serii „Rewolucje” również postrzega czas jako czwarty wymiar, a bohaterowie opowiadanych przez niego historii są w stanie przezeń podróżować, czego dowody znaleźć można między innymi w „Rentagenie” czy „Biegunie” z albumu „Monochrom”. „Dwa dni” także poruszają tę fascynującą problematykę.

Naprawdę nie sposób mówić o dwóch dość krótkich (dwadzieścia cztery plus trzydzieści dwie plansze) epizodach zawartych w tym albumiku bez niepotrzebnego zdradzania ich treści. Dość rzec, że doskonale wpisują się one w dobrze znaną rewolucyjną rzeczywistość, z tą drobną różnicą, że w ich przypadku mamy do czynienia z narracją prowadzoną jedynie za pomocą obrazu. Tak się składa, że „Dzień pierwszy” (pierwotnie zatytułowany „The ordinary day”) powstał dla międzynarodowego wydawnictwa „Stripburger”, co niejako sprowokowało autora do stworzenia komiksu w tym uniwersalnym języku.

Warto przy okazji wspomnieć, że „Dzień pierwszy” był jedynym kolorowym komiksem zamieszczonym w „Stripburgerze” z 2004 roku, co bez wątpienia jest swego rodzaju wyróżnieniem polskiego twórcy. Z drugiej strony format, w jakim został wydany ten zbiór, miał decydujący wpływ na rozmiar, w jakim komiks został namalowany – A6. W związku z powyższym, „Dzień drugi” został przygotowany w podobnej wielkości. Owszem, niewielkiego rozmiaru plansze nie dostarczają może tak wielu wrażeń estetycznych, co format A4 z albumów wydanych przez Egmont, lecz bronią się pod każdym innym względem.

Prawdę powiedziawszy, myślę że dyskusję nad wielkością albumiku wydanego przez Mroję Press można w tych okolicznościach najzwyczajniej w świecie odpuścić. Zdecydowanie ważniejsza jest treść komiksów, a w obydwu przypadkach mamy do czynienia z bardzo fajnie skrojonymi fabułami. Z drugiej strony nie jest tajemnicą, że jakość wydania „Dwóch dni” zachwyciła samego autora, więc i czytelnicy powinni być co najmniej usatysfakcjonowani.

Dla jednych wyłącznie przekartkowanie „Dwóch dni” wystarczy za lekturę. Inni być może będą mieli ochotę zajrzeć do nich częściej i na dłużej, co jest zdecydowanie bliższe moim preferencjom. Jeśli jednak ktoś odczuje niedosyt, niech wie, że Mateusz Skutnik planuje zaprezentować jeszcze kilka – prawdopodobnie pięć – pełnometrażowych albumów osadzonych w wykreowanej przez siebie rzeczywistości. A że podróże w przyszłość w żaden sposób nie przeczą prawom fizyki, może ktoś spróbuje zapoznać się z nimi wcześniej niż inni?

Jakub Syty

//–

Inne opinie

Albumik składa się z dwóch nowelek (zdrobnienia w pełni uzasadnione jeśli chodzi o wielkość książeczki). Pierwsza z nich była już wydana w 2004 roku „Miniburgerze#13” (jako dodatek do Stripburgera#38). Jest to całkiem zakręcona historyjka, taka jakie właśnie polubiliśmy w „Rewolucjach”. Można ją interpretować na różne sposoby. Drugie opowiadanie jest całkiem świeże, parę stron dłuższe i scenariuszowo znacznie prostsze – przez co dla mnie gorsze. Całość jednak wydana bardzo ładnie z twardą oprawą na kredowym papierze powinna zadowolić największych malkontentów. Jedynym minusem jest szybkość z jaką można zapoznać sie z tymi historiami – 15 minut i po sprawie. „Rewolucje” mają jednak to do siebie, że często się do nich wraca… Polecam więc zakup tego tomiku.

Robert Góralczyk



etos komiksiarza vs etos prowadzącego wywiad


ignition:

 

# Redakcja Kartona

hahahahaha http://www.tvnwarszawa.pl/1653120,komiksowy_przewodnik_po_stolicy,bawsie.html

 

# Robert Sienicki

http://bit.ly/98VJOf Asu się buja z Obuchowiczem, TVN pimpuje Przewodnik, a sprytną złotą kaczkę to ja rysowałem. LANS!

 

flame:

 

# Mateusz Skutnik

No to zachowałeś spokój, ja bym tego faceta zamordował tam na miejscu na wizji. To by była dopiero reklama festiwalu że hej… Oczywiście zamordował w przenośni. W tygodniu morduje, w sobotę daje autografy, zapraszamy. Że już nie powiem że jakiś totalnie z czapy Obuchowicz. Siedzi dwóch komiksiarzy i ktoś z czapy, to porozmawiamy z tym trzecim.

 

# Maciej P

Lepszy Bartosz Obuchowicz (kurwa, LOL!!!) od Tomasza Karolaka.

 

# Mateusz Skutnik

No właśnie nie, nie lepszy. Jeszcze sie ubrał jak matoł w czapke, szkoda że nie daszkiem do tyłu – wstrzeliwując się w stereotyp komiksiarza. Czyli debila. Bo to taki hiphoper tylko durniejszy, bo czyta kolorowanki dla dzieci.

 

# Robert Sienicki

Ciekawe czy Obuchowicz taki fan i wpadnie na Festiwal. Mnie zachowaniem wkurwiał. Nie to co nasz Asu. Klasa!

 

# Mateusz Skutnik

Tak, Asu pokazał spokój poważnego człowieka. Ale na przyszłość – jak ktoś mi jeszcze raz zada pytanie czy to się czyta czy ogląda to przerywam wywiad. Wystarczy. To oni potrzebują nas żeby zapełnić ramówkę, a nie my ich.

 

# Robert Sienicki

“Czy to się czyta czy ogląda?” jest nowym “czy komiks jest sztuką?”.

 

# Mateusz Skutnik

Nie. To nie jest nowe. Te dwa pytania idą w parze. Od zawsze…

 

# kaerel

Raz mi się udało przerwać wywiad. Przez pytanie, które mnie trzepnęło mocniej niż: czy komiks jest sztuką. Kazałem typowi użyć googla i się rozłączyłem. Oddzwonił ten sam a jakże inny człowiek już.

 

# Maciej P

A jakie to było pytanie?

 

# kaerel

Czy ja piszę i rysuję i czy to mój pierwszy komiks i skąd biorę pomysły. Pytał mając przed oczyma okładkę Łaumy.

 

# Mateusz Skutnik

Właśnie o to chodzi. Pokazać tym typom że ignorancji nie tolerujemy. Jak Waglewski.

 

# Redakcja Kartona

Spodziewałem się takiego ciosu i jak mantrę na krześle charakteryzatorek powtarzałem to o tej muzyce, że jest dla dzieci.

 

# Mateusz Skutnik

Wiesz gdzie problem? Że my się spodziewamy ciosów. A nie normalnego wywiadu. No i małpka obok w czapce fika. I czyta x-menów.

 

# Redakcja Kartona

Coż, nas to irytuje, ale przeciętny wacuś oglądający tvn serio myśli, że komiksy to tylko dla dzieci. Póki codziennie z tv nie będzie waliło komiksiarzami i nie będa oni w tańcu z gwiazdami, to pytanie będzie wracać i nie wskoczymy na wyższy poziom wywiadów w mediach masowych. PS: co do stroju Obuchowicza – ja miałem skarpety z Kaczorem Donaldem.

 

# Mateusz Skutnik

Ciekawe czy jak na wywiad przychodzą matematycy to też dostają na twarz pytanie: ile to jest 2+2? A obok siedzi dziecko z podstawówki i mówi: ja lubię dodawanie!!!!

 

# kaerel

Nie. Mają klasycznie: “czy matematyka jest przydatna w życiu codziennym?” myślę, że matematycy wtedy toczą pianę.

 

# Mateusz Skutnik

Dochodzimy do sedna. Każda grupa zawodowa ma takie pytanie przy ktorym toczy pianę a wywiadowcy (bo to przecież nie dziennikarze) są po prostu ignorantami. Nie da się wiedzieć wszystkiego o wszystkim, Więc oni nie wiedzą nic o niczym. To takie klasyczne podejscie do wywiadu niby z punktu widzenia dobiorcy który nic nie wie. Że tłumacz mi co to komiks jakbyś tłumaczył telewidzom. Ale oni nie udają że nie wiedzą dla dobra konwencji, oni naprawdę nic nie wiedzą. Na tym styku udawania że się nie wie i prawdziwej niewiedzy leży pies pogrzebany.



wywiad dla Ziniola


Mateusza Skutnika przedstawiać nikomu nie trzeba – autor “Blakiego” i “Rewolucji” parę dni temu otrzymał nagrodę “Sztorm Roku” 2008 (przyznawaną przez czytelników “Gazety” najciekawszym twórcom i animatorom kultury, których pełną listę znajdziecie tutaj), a kilka tygodni temu ogłosił , że zakończył prace nad kolejnym albumem “Rewolucji”, zatytułowanym “Dwa dni”. Jak napisał na swojej stronie, będzie to album bez słów, dostępny dla czytelników na całym świecie. Oficjalny wydawca komiksu nie jest znany, lecz okładka i przykładowe plansze pewnie nie bez powodu zawisły na blogu Kultury Gniewu. W związku z tym zadaliśmy Mateuszowi kilka pytań:

Ziniol: Dostałeś nagrodę Sztorm Roku 2008. Czwarta nominacja, pierwsze zwycięstwo. Wcześniej nominowany byłeś za swoją pracę komiksową, a nagrodę zawdzięczasz “10 gnomom”. Komiks poszedł w odstawkę?

Mateusz Skutnik: Skądże znowu. Po prostu w tym roku kapituła bardziej doceniła mój projekt gry, niż komiksu. Z drugiej strony – zarówno komiks, jak i tworzenie gier to dla mnie czysta przyjemność, tylko że komiks w Polsce to jedynie hobby, gry to praca i chleb. Być może dlatego komiks jest podporządkowany kalendarzowi tworzenia gier, a nie odwrotnie. Jednak komiksy powstają. Trochę wolniej, niż kiedyś, ale jednak.

Najnowszy album “Rewolucji” jest już ukończony. Jak się pracowało nad tą serią po tak długiej rozłące na rzecz gier?

Rozłąka z “Rewolucjami” nie wynikała z powodu gier, tylko z powodu “Blakiego”, który to zdominował mnie na chwilę komiksowo. Teraz, skoro “Blaki” jest już definitywnie zakończony, czas na powrót do “Rewolucji”.

“Dwa dni” – czy jednym z nich jest “Zwykły dzień”, który został już swego czasu opublikowany?

Tak, album składa się z dwóch historii – jedna z nich to właśnie “The ordinary day”, stworzona sześć lat temu dla “Stripburgera” do ich antologii. Myślę, że warto przedstawić ten 24-stronicowy komiks polskiej publiczności. Do tego materiału dołożyłem drugą historię, 32-stronicową, tak więc wyszedł całkiem spory objętościowo albumik. Albumik – ponieważ plansze są małe. Komiks stripburgerowy był malowany w formacie A6, do takiego wydania, tak więc zachowuję spójność. Także ta druga historia jest w tym samym rozmiarze.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Komiksy? Kolejne “Rewolucje”. Na razie nie chcę zdradzać szczegółów kolejnego projektu. Gry? Mam na tapecie cały czas rozgrzebany “Covert Front 3”, ta gra z czasem urosła do gargantuicznych rozmiarów. Dlatego skończenie jej trwa tak długo. Później – “Submachine 6” i “Daymare Town 3”, czyli moje flagowe serie gier.

Zbliżają się Warszawskie Spotkania Komiksowe. Czy żądni autografów czytelnicy mogą liczyć na Twoją obecność?

Niestety, w tym roku nie wybieram się na WSK. Jakoś się nie złożyło. Na pewno będę tradycyjnie już na MFK, zapraszam.

Dziękuję za rozmowę.



10 Gnomes on the radio


Yesterday I was invited to talk about them gnomes on Polish Radio Euro. Gnomes were just finished in december 2008 after a year-long project. Go figure. Anyway – if you happen to speak polish feel free to listen to what I had to say on this occasion. If you don’t speak polish, well, just ignore this post.

http://www.mateuszskutnik.com/archive/audio/radio_euro.mp3



Blaki: paski. Recenzja w Gazecie Wyborczej


Gdański rysownik komiksowy, Mateusz Skutnik, przygotował właśnie najnowszy album swoich prac, album “Blaki. Paski”, który ukazał się nakładem oficyny Kultura Gniewu.

Do czego doprowadza Blakiego niepohamowana wyobraźnia, jak wygląda jego życie rodzinne i o co chodzi nerwowemu, włoskiemu pająkowi, dowiedzieć się można z najnowszego albumu komiksowego Mateusza Skutnika.

Blaki, często milczący i zamyślony, choć czasami bardzo nerwowy, niewysoki człowiek w długim czarnym płaszczu, staje się jednym z najbardziej wyrazistych bohaterów polskiego komiksu. Narodził się kilka lat temu w głowie gdańskiego rysownika Mateusza Skutnika. Do tej pory ukazało się już kilka albumów z jego przygodami – najpopularniejszy był ten, w którym Skutnik oparł się na tekstach Leszka Kołakowskiego, tworząc jedyną w swoim rodzaju komiksową wersję dzieła filozoficznego.

Właśnie ukazał się album z kolejnymi, nowymi przygodami Blakiego. Nowymi, choć nie do końca premierowymi – część z nich była wcześniej dostępna w internecie. To składające się z trzech albo czterech kadrów paski komiksowe, ułożone w trzy osobne cykle: o samym Blakim, o jego wyjeździe na urlop do Sopotu i o jego życiu rodzinnym.

– Wszystko zaczęło się od zwykłej zabawy – opowiada Skutnik. – A właściwie: od konkursu internetowego. Na jednej ze stron poświęconych komiksowi co tydzień padała propozycja tematu i kilku rysowników próbowało zilustrować go paskiem komiksowym. Ja oczywiście wciągnąłem do tej akcji Blakiego. W tym samym czasie inny portal internetowy zaproponował mi rysowanie cyklu wakacyjnego, w ten sposób powstała w zasadzie cała środkowa część albumu. Dzięki temu jest ona najbardziej spójna z wszystkich trzech i opowiada najbardziej linearną historię. Potem wystarczyło już tylko zebrać cały ten materiał, dorysować jeszcze kilka historii, żeby każda z trzech części miała podobną objętość i album był gotowy.

Jego wydania podjęła się warszawska oficyna Kultura Gniewu, specjalizująca się w ambitnych komiksach undergroundowych, jako jedna z nielicznych przybliżająca polskim czytelnikom najciekawsze przykłady amerykańskich i europejskich “graphic novels”. Album Skutnika, dopasowany do formatu jego prac, ma kształt kwadratu. Po ostatnich filozoficznych przygodach, w najnowszym albumie Blaki wraca do domu. Paski Skutnika zdają się mieć bardziej intymny, a przy okazji – mocno autobiograficzny charakter.

– Nie ma co ukrywać, że ta postać od zawsze nosiła w sobie pierwiastek wzięty z życia swych twórców – opowiada Skutnik. – Dużą część starszych scenariuszy pisał Karol Konwerski, tamten Blaki był bardziej podobny do niego, teraz, kiedy sam wymyślam scenariusze, ta postać staje się coraz wyraźniej podobna do mnie.

Rysownik w swym najnowszym albumie trzyma się bardzo konsekwentnie kilku fundamentalnych założeń formalnych: wszystkie paski są czarno białe, w znacznej większości przypadków składają się z czterech równych kadrów.

– Im krócej, tym trudniej – mówi Skutnik. – Forma paska komiksowego jest z jednej strony bardzo wymagająca, ale z drugiej jest dla mnie prawdziwą esencją komiksu. Tu nie ma miejsca na żadne “opisy przyrody”, na żadne lanie wody. Trzeba opowiedzieć całą historię w czterech rysunkach, czasem nie używając nawet słów. To spore wyzwanie i może właśnie dlatego bardzo mnie kręci.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
Przemysław Gulda
2008-11-04



Blaki: paski, recenzja na slowem.pl


Trzeci “blaki” to paski znane chociażby z internetowego konkursu na paski, czy łam naszego “Chichotu”. Mateusz zebrał je, posegregował na trzy kupki, przerobił z pasków w kwadraty (to akurat moim zdaniem pomysł taki sobie) i wydał (właśnie u tego gościa, co się tak strasznie śmieje). To zdecydowanie najlżejszy blaki, czyli i najbardziej dla mnie – co nie znaczy jednak, że całkowicie pozbawiony refleksji. Momentami jest refleksyjnie, ale tak nienachalnie jak to tylko możliwe. Kilkanaście pasków absolutnie powala, kilka jest na granicy mojego rozumienia żartu (znaczy, że je nie do końca rozumiem). W sumie świetny tomik, na który bardzo czekałem i z radością postawię na półce choć w ogole nie pasuje do poprzednich z serii. A Mateusz narysował mi na stronie tytułowej małego czarnego blakiego i mam. Co prawda KoLeC dostał znacznie większy i bardziej skomplikowany rysunek (choć niebieski), ale Skutnik robił go w sobotę podczas rozdania nagród, gdzie mu się wyraźnie nudziło. Mam przynajmniej satysfakcję, że moim długopisem rysował.

napisał: Kamil Smiałkowski


« Previous PageNext Page »