Wyznania… recenzja w Gazecie Wyborczej


kantor_okladka100Gazeta Wyborcza Trójmiasto 25-05-2006

Wyznania Właściciela Kantoru

Ukazał się powstały już kilkanaście miesięcy temu komiks Mateusza Skutnika ‘Wyznania właściciela kantoru’. Scenariusz napisał Jerzy Szyłak, najbardziej znany teoretyk komiksu w Polsce.

Właśnie ukazało się kolejne dziełko coraz bardziej popularnego i cenionego gdańskiego rysownika komiksowego Mateusza Skutnika. Do tej pory znany był on przede wszystkim za sprawą cyklu ‘Rewolucje’ – nastrojowego, nostalgicznego, rysowanego łagodną kreską i ciepłymi, miękkimi kolorami. Refleksyjny, choć nie pozbawiony sarkazmu, czarno-biały album ‘Blaki’ pozwolił nieco inaczej spojrzeć na tego wszechstronnego rysownika, ale nie odbiegał zbyt daleko od stylu ‘Rewolucji’.

Tym razem Skutnik prezentuje się z zupełnie innej strony – graficzny wyraz ‘Wyznań właściciela kantoru’ ma się nijak do wcześniejszych prac tego autora. Rysunki w tym niewielkim albumie są świadomie niedbałe, uproszczone, niemal prymitywne. Poszczególne postacie przedstawione są dość schematycznie, a cały drugi plan składa się zwykle z kilku zaledwie kresek.

Wygląda to na świadomy zabieg, dobrze pasujący do scenariusza Szyłaka. Bo ten ceniony znawca komiksu, jeden z nielicznych w Polsce naukowców na poważnie zajmujących się tą niedocenioną dziedziną sztuki, jak zwykle – ma już kilka tego typu dokonań na koncie – stworzył scenariusz, w którym ostentacyjnie o nic nie chodzi. Zresztą w kilku autotematycznych refleksjach, zawartych między kadrami komiksu, niemal kokieteryjnie się do tego przyznaje. Głównym tematem tego albumu jest ogromna chuć tytułowego bohatera, który – choć zaspokaja ją wielokrotnie i na różne, czasem dość wymyślne, sposoby – jakoś nie może znaleźć spełnienia i ukojenia.

Niby jest pełnokrwisty bohater – tytułowy właściciel kantoru, niby jest dość bierna, ale wyrazista postać drugiego planu – jego wspólniczka. Ale tak naprawdę cały komiks obraca się wokół tego, co główna postać nosi w majtkach.

Dla jednych: prostacki i wulgarny, dla innych: bezpretensjonalny i śmiały obyczajowo, jedno jest pewne – to nie jest komiks dla wszystkich. Niestety, nie jest to też dzieło, które ma szansę wzmocnić pozycję Skutnika pośród polskich autorów komiksowych.

Przemysław Gulda



Alicja: recenzja w KaZet


‘Nasza świadomość wszystkich nas przemienia w tchórzy’

Wydaje się, że świadomi swojego jestestwa bardzo często jesteśmy nazbyt ograniczeni, by móc wyobrazić sobie rzeczy, które przekraczają nasze pojęcie o otaczającym świecie. Trudno nam przekroczyć granicę realizmu i zanurzyć się w zupełnie irracjonalną rzeczywistość, która rządzi się zupełnie innymi prawami. Można powiedzieć, że niejednokrotnie boimy się wkroczyć w nieznane sobie wymiary, dalecy jesteśmy od podjęcia ryzyka marzeń na jawie, ponieważ znajduje się to poza naszą świadomością. Cytat zaczerpnięty z ‘Hamleta’, lecz obecny również w przedstawianym komiksie, bardzo dobrze pasuje do historii znanej z ‘Alicji w Krainie Czarów’. Tak się bowiem składa, że dziecko zupełnie inaczej odbiera świat, inaczej go interpretuje, potrafi bez chwili wahania odważyć się na rzeczy, które dorosłego przyprawiają o uczucie zmęczenia i wywołują zimny pot na plecach. Niech każdy z nas zastanowi się, jak zachowałby się trafiając do egzotycznej krainy, uświadamiając sobie, że to wszystko, co widzi wokół niego bliskie jest absurdu i zupełnie nie pojmuje tego, co się dzieje, tym samym nie może opierać się na zdobytym przez całe życie doświadczeniu. Czy nie stchórzylibyśmy? Alicja, jaką wszyscy doskonale znamy, to niewinne dziewczę, które w pogoni za śpieszącym się białym królikiem trafiło do bajkowego, acz wcale nie tak znowu pięknego świata rządzącego się nieco odmiennymi prawami, niż nasz. A gdyby tak Alicja, miast małą dziewczyną, była dorosłą policjantką ze świata przyszłości… A gdyby tak biały królik, miast białym królikiem, był wynaturzonym bandziorem… A gdyby tak Wonderland, miast krainą dziwów, był ohydnym miejscem zsyłki odmieńców i mutantów… Historia, u której podstaw leżą takie oto fakty zrodziła się w wyobraźni Jerzego Szyłaka. Jej wizualizacją zajął się Mateusz Skutnik. Efekt jest zadowalający, choć przyznam szczerze, że na pierwszy rzut oka trochę przeraża. Ale nikt chyba nie spodziewał się po tym scenarzyście grzecznej historii, natomiast solidnego scenariusza na pewno tak, a tym raczej nie powinien się rozczarować.

Świat, w który zabiera czytelnika Szyłak to świat brutalny, świat nieładny, ale jednocześnie na tyle przewrotny, że można usłyszeć w nim kwestie z hamletowskiego monologu. Owszem, jest w tej historii przemoc, jest w niej erotyka, jest w niej wreszcie solidna dawka surrealizmu, ale nie jest to historia tylko i wyłącznie brudna, choć na taką w pierwszej chwili może wyglądać. Oczywiście, przeważa w niej brutalność, niewątpliwie ku uciesze czytelników poszukujących tego typu rozrywki, ale to nie wszystko. Mam wrażenie, że Szyłak nie tylko chce zabawić czytelnika, serwując dobrze zmiksowaną mieszankę przygody, krwi oraz gwałtu, lecz chce mu jednocześnie podsunąć pod nos pewne treści, które uważa za istotne, warte odświeżenia, reinterpretacji. Myślę, że autor nie chciał, by jego komiks był jednowymiarowy i w tej jednowymiarowości postrzegany jako mało estetyczny i cokolwiek perwersyjny.

Rysunki Mateusza Skutnika z ‘Alicji’ są poniekąd mieszanką tego, co oglądać możemy w ‘Morfołakach’ i ‘Rewolucjach’. Dobrana stylistyka pasuje do wykreowanego świata imitującego futurystyczny Wonderland. Szkaradne postacie, wśród których gdzieś w tle odnaleźć możemy ludki z ‘Rewolucji’, dobrze pasują do budowanego w tej historii klimatu. Na ich tle wyróżnia się tytułowa bohaterka, rysowana trochę inaczej, a poprzez to prezentująca się jako osoba jakby nie z tej bajki. Dodam jeszcze, że ‘Alicja’ nie jest komiksem czarno-białym. Właściwie dominują w nim odcienie koloru niebieskiego, wzbogacone miejscami o czerwień – krew. Tym samym albumik posiada wyjątkowy nastrój.

Nie byłoby chyba nadużyciem stwierdzić, że już sam fakt, iż komiks napisany przez Jerzego Szyłaka nawiązuje do tak niesamowitego dzieła, za jakie przecież uznaje książkę Lewisa Carrolla, czyni go wartym uwagi. Nie mniej, ‘Alicja’ broni się sama, nie trzeba wcale bawić się jakieś przesadzone porównania, poszukiwać niezliczonych paralel i analizować ich znaczenia, żeby dojść do wniosku, że jest to historia ciekawa, dobrze napisana. Na pewno nawiązanie do kanonu jest niekonwencjonalne, twórcze i wyraziste, co zresztą doskonale podkreśla sposób, w jaki zostało zilustrowane, lecz historia z ‘Alicji’ Szyłaka i Skutnika żyje swoim życiem. Uważam, całkiem świadomie zresztą, że warto się z nią zapoznać.

Jakub Syty
Magazyn Kazet nr 39, czerwiec 2006



Alicja: recenzja na BelowRadars


alicja_okladka100Alicja

O komiksach Mateusza Skutnika pisać mi nie jest łatwo. Nie jest żadną tajemnicą, że znamy się z Mateuszem i od czasu do czasu robimy wspólnie komiksy (mało tego, wygląd serwisu jest w 50 procentach jego zasługą). Podobnie sprawa ma się z profesorem Szyłakiem, który obecny jest na stronach belowradars.com od początku istnienia tej strony. Wybaczcie te zbyt długie wstępy, ale wbrew popularnym ostatnio ‘trendom’ w komiksowej publicystyce chciałbym od razu przerwać wszelkie spekulacje na temat obiektywności moich opinii o ‘Alicji’ autorstwa Jerzego Szyłaka i Mateusza Skutnika. Bo o komiksie chciałbym wam co nieco opowiedzieć.

Jak pisze we wstępie Jerzy Szyłak, ‘Alicja w krainie czarów’ to jeden z tych tytułów, które wręcz domagają się opowiadania wciąż od nowa. Znam wiele wersji tej historii, ‘Alicja’ wg Szyłaka ma tę przewagę nad innymi interpretacjami, że jest zupełnie różna od tego co czytałem do tej pory.Autor ‘Szminki’ miał zamiar odrzeć przygody Alicji, jak sam napisał we wstępie, z elementów onirycznych. Zgodnie z tym co sam napisał w jego zamierzeniu historia ta nie miała być opowieścią o śnie, z którego bohaterka powoli się budzi i otrząsa. Rzeczywiście w kontekście tego komiksu nie można mówić o śnie, z którego powoli budzi się Alicja. To, co ją spotyka nie jest zwykła senną marą, to długi koszmar, bardzo brutalny i logiczny w swojej paskudnej brutalności. Patrząc na dotychczasową prace Szyłaka zupełnie nie dziwi fakt, że jego wersja klasycznej opowieści Lewisa Carolla to po prostu splatterpunk w najlepszym wydaniu. Zaraz po ‘Szmince’, historia Alicji to najlepszy z dotychczas opublikowanych scenariuszy Szyłaka. Przede wszystkim ze względu na czystość, ład i logikę świata przedstawionego. Jeżeli kogoś dziwi, że komplementuje zaletę, która w każdym przypadku powinna być podstawą jakiejkolwiek opowieści, przypominam z czym mamy do czynienia. ‘Alicja w krainie czarów’ jest utworem trudnym w odbiorze, natomiast dla interpretatora czy też reinterpretatora odgrzebanie się w ilości wątków, myśli i sensów tej historii jest często rzeczą nie do przeskoczenia. Szyłakowi ta trudna sztuka wyszła doskonale. Przy czym stworzył on historię nową i w pełni autonomiczną, a jednocześnie wierną oryginałowi. Niestety za dobrze skonstruowanym scenariuszem nie idzie w parze rysunek. A w każdym razie nie na każdej z 64 stron komiksu. Komiks ten powstawał długo, na styku dwóch różnych skutnikowych komiksowych kreacji – ‘Morfołaków’ i ‘Rewolucji’. Niestety od pierwszych stron do połowy komiksu, Skutnik zdaje się nie móc zdecydować, w którą rysunkową stronę pójść, czy jeszcze w stronę sprawdzonej konwencji ‘Morfołaków’ czy już nową zupełnie ‘rewolucyjną’. To, co można Mateuszowi zarzucić to brak zdecydowanego konceptu na komiks jako całość. Praktycznie jedynie w końcowych scenach batalistycznych widać, że rysownik (być może w końcu) wie dokąd zmierza. Dla odbioru stworzonej przez Jerzego Szyłaka opowieści, rysunki Mateusza pełnią rolę o tyle ważną co zbyt małą. Ilustrują scenariusz i tylko w połowie wspólnie go opowiadają. Muszę przyznać, że powyższy zarzut jest trochę na wyrost. Gdyby ‘Alicja’ była pierwszym komiksem Mateusza Skutnika pewnie piał bym z zachwytu nad nowym talentem. Parafrazując pewne powiedzenie – jesteś tak dobry jak twój ostatni komiks i mając przed oczami plansze do nowego tomu ‘Rewolucji’, który miałem szczęście zobaczyć, mogę powiedzieć, że z ocenami talentu Skutnika poczekam do premiery czwartej części jego flagowej serii.Póki co mamy niezgorszą ‘Alicję’. Kupić ją i przeczytać na pewno warto.

Karol Konwerski



wywiad dla polter.pl; III/2006


Przyszłość prosta jak drut

Licząc od zeszłej wiosny, od poprzednich WSK, nie był to chyba dla Ciebie najgorszy rok? Jak byś go ocenił?

Szczerze powiedziawszy nie sięgam pamięcią tak daleko. Muszę sobie przypomnieć co i jak. *zagląda na swoją stronę* Rewolucje: Monochrom w marcu, Morfołaki tom 2 w kwietniu i Blaki w październiku. Moja ocena roku: może być. Na razie udaje mi się utrzymać średnią trzech albumów rocznie, w 2006 prawdopodobnie będzie nie inaczej, ale to już ostatni rok takiego dobrodziejstwa. Wszystkie albumy z szuflad już zostały wygrzebane. No może udałoby się jeszcze sklecić jeden tom Morfołaków, ale poza tym to już wszystko. Teraz już tylko nowe Rewolucje wchodzą w grę.

Czyli średnia na rok nieco spadnie? Czy to oznacza, że w tym roku poza Wyznaniami zobaczymy – o ile w ogóle – tylko Rewolucje? Myślisz o jakichś nowych projektach?

Średnia spadnie dramatycznie, no i bardzo dobrze, rynek został przesycony komiksami Skutnika. Wystarczy na razie. Jakoś spokojnie Rewolucje po jednym tomie rocznie i to wszystko. Trochę jest ciśnienie żeby jednak zrobić drugi tom Blakiego, ale to odległe plany. A z szuflady to jeszcze pozostaje Alicja, na wydanie której są pewne widoki i to nawet pokaźne.

Zaczęto wymieniać Cię obok Krzysztofa Gawronkiewicza jako najciekawszego polskiego rysownika. Czujesz się dobrze w różnych estetykach?

Hm, to wymienianie to chyba tylko jak jesteśmy razem na jakiejś wystawie i podają spis autorów. Nie przypominam sobie żeby mnie wymieniano w innych okolicznościach koło Krzysztofa niż te powyższe. Poza tym określenie najciekawszy czy mniej ciekawy to kwestie bardzo subiektywne tego, kto wydaje taki osąd. Rysowników w ogóle nie powinno się porównywać ani systematyzować. Co do różnych estetyk – prawdopodobnie czuję się dobrze, ponieważ bez trudu przychodzi mi zmiana estetyki na taką, która pasuje do konkretnego scenariusza. Wystarczy zajrzeć do tomów nie powiązanych ze sobą serii, np. porównać Rewolucje i Wyznania Właściciela Kantoru.

Twoje komiksy raczej nie trafią w masowe gusta. Sporo w nich filozoficznych akcentów, a i w rysunku nie stronisz od eksperymentu. Bardziej “mainstreamowe” klimaty w ogóle Cię ciągną?

A jest u nas coś takiego jak mainstream polskiego komiksu? W sensie – robionego przez Polaków? Mainstreamowe klimaty mnie ciągną jak najbardziej, ale nie w komiksach. Zajmuję się tworzeniem gier we flashu, rzesze zadowolonych graczy z całego świata zaspokajają moją potrzebę mainstreamowego sukcesu w zupełności. Nakłady komiksów wypadają przy tym blado, ale ja robię komiksy dla czystej przyjemności podzielenia się z czytelnikiem historiami, które mi chodzą po głowie (lub po głowach moich scenarzystów). Nie ma ciśnienia na sukces. Nie muszę na tym zarobić i nie muszę stać się sławnym dzięki komiksom. W sensie – nie potrzebuję tego by dalej tworzyć. Więc jest ok.

Załóżmy, że mainstream to coś, co nie ma ostrych granic. Utwór do niego należy albo nie, ale jakiejś miary “mainstreamowości” (chyba że opartej na wynikach sprzedaży) wyznaczyć się nie da. Na pewno jednak ważna jest łatwość odbioru, oparcie na oczywistych związkach przyczynowo-skutkowych, w miarę realistycznym rysunku. Tymczasem Twoje komiksy wymagają zazwyczaj wysiłku i odnalezienia logiki, która rządzi fabułą. Zastanawiam się, na ile “leżałoby” ci zrobienie komiksu typu – co by daleko nie szukać – Thorgala? Czy takie wycieczki w ogóle Cię pociągają?

Aktualnie nie interesują mnie takie komiksy. Nie interesuje mnie realistyczny rysunek ani łatwość odbioru. To wszystko już jest w morzu innych komiksów wydawanych w naszym kraju.


Rewolucje, czyli seria, która zjednała Ci chyba największe (wraz z Blakim) uznanie, wydaje się zmieniać. Czy Ty również dostrzegasz ewolucję w Rewolucjach?

Sprecyzuj, co to znaczy, wydaje się zmieniać. Rewolucje zmieniają się cały czas na wielu frontach, tylko nie wiem, który masz na myśli.

Odnoszę po prostu wrażenie, że trzeci tom Rewolucji różni się od poprzednich. Czy – w Twoim odczuciu – w trakcie tworzenia serii coś się zmieniło w Twoim podejściu do niej, w rysunku, w sposobie prowadzenia scenariusza?

Drugi tom różni się od pierwszego, a trzeci różni się od drugiego. Każdy jest inny. W moim podejściu mogło się zmienić tylko tyle, że pierwsze dwa tomy były rysowane do szuflady, a trzeci do druku w Egmoncie. To są zmiany bardziej psychologiczne samego procesu wymyślania i rysowania komiksu, raczej niedostrzegalne z punktu widzenia twórcy. Mówiąc krótko – to są po prostu inne historie trochę dokładniej narysowane. Poza tym Parabola była namalowana w 1998 roku, Monochrom w 2004, to sześć lat różnicy, zmiany stylu rysowania są nieuniknione.

Czy w czwartym tomie dojdzie do jakieś rewolucji?

No do tego to wszystko zmierza. Mocne zakończenie kilku przewijających się we wcześniejszych tomach wątków plus znaczące zmiany techniczne wykonania rysunku i rozkładu strony powinny złożyć się na mocno rewolucyjny album. Od strony scenariuszowej jest to pierwszy tom rewolucji, który operuje jedną historią na 46 stronach. Choćby tutaj już mamy coś nowego i w miarę rewolucyjnego dla tej serii.

Na Warszawskich Spotkaniach Komiksowych ukażą się “Wyznania właściciela kantoru” do scenariusza Jerzego Szyłaka. Zapewne rysowanie dla największego komiksowego autorytetu naukowego w Polsce samo w sobie było atrakcyjną perspektywą, ale co w samym tekście Cię zainteresowało?

Wyznania Właściciela Kantoru to nie pierwsza nasza wspólna produkcja, wcześniej powstał 60-stronicowy kolorowy album Alicja, to było ciężkie wyzwanie. Kantor przy tym wypada jak spacer po parku wiosenną porą i zresztą taki też jest. Pierwsza historia albumu WWK powstała na zamówienie KKK do numeru o seksie bodajże. Komiks nie przeszedł krakowskiej weryfikacji i zapewne wylądowałby w szufladzie, ale Jerzy dopisał brakujące 41 stron tak, żeby powstał album. W tekście zainteresował mnie ostry humor słowny, który już na pierwszej stronie albumu daje czytelnikowi mocnego kopa. Na szczęście Jerzy jest scenarzystą otwartym, daje dużo swobody rysownikowi, nie miał nic na przeciwko groteskowym przedstawieniom postaci w komiksie. Mnie zaś bawiło tworzenie komiksu operującego mocnym konfliktem na linii rysunek – ciężar gatunkowy tekstu. To prawda, przy wybieraniu plansz do press paku musiałem się mocno napocić by znaleźć takie bez gołych członków, tyłków bądź innych sprośności, ale umówmy się – to wszystko jest narysowane z przymrużeniem oka, to jest parodia komiksu erotycznego, parodia, w którą Jerzy potrafił wcisnąć mnóstwo humoru i ciętych aluzji do życia tamtego okresu.

Zanosiło się na to, iż Alicji mieliśmy się nie doczekać. Tymczasem sam mówisz, że jednak może się uda. W czym leżał problem z wydaniem tego komiksu?

Doczekamy, doczekamy. Problemu jak się okazuje nie ma, o ile znajdzie się odpowiedniego chętnego wydawcę. Alicja leżała przez lata odłogiem czekając na bardziej wiążącą decyzję jednego z wydawców, ale upłynęło w międzyczasie już tyle lat, że sprawa się przedawniła. Nowy wydawca jest zwarty i gotowy, więc powinno pójść gładko.

Czy jest to ten sam wydawca, który przez jakiś czas krył się z chęcią wydania Yoela?

Nie, wydawcą Alicji będzie najprawdopodobniej Timof i cisi wspólnicy, czyli ten sam który wydał Blakiego i Wyznania Właściciela Kantoru. Problem polega na tym że Alicja to album 60-stronicowy kolorowy, więc wydatek dla wydawcy większy.

Po całej tej rozmowie, nie wiem dlaczego, czuję lekkie przygnębienie. Można odnieść wrażenie, że Mateusz Skutnik planuje krótkie wakacje od komiksu. Nie chcesz się wypalić, czy też w tej chwili realizujesz swój twórczy zapał w czymś innym, np. w grach, o których mówiłeś?

Po całej rozmowie nie wiem, czemu czujesz lekkie przygnębienie. Ja mam wręcz przeciwne nastawienie do robienia komiksów. Wreszcie wygrzebałem się ze strefy robienia kilkunastu rzeczy naraz, przyszłość komiksowa jest jasna i prosta jak drut. Nareszcie dochodzę do modelu rysowania komiksów, który od zawsze mnie interesował, czyli stworzenie jednego albumu rocznie. Tylko Rewolucje (i paski z Blakim na marginesie).

Czuję się zatem podniesiony na duchu. Tradycyjne pytanie na koniec. Czy masz jakiś komiks, który sprawił, iż Twoja świadomość (świadomość czegokolwiek) przeszła rewolucję i do dziś uważasz go za dzieło, które miało i wciąż ma na Ciebie największy wpływ?

Nie. Nie mam takiego komiksu, który by sprawił, że moja świadomość czegokolwiek przeszła rewolucję. Jest książka. Komiks i okolice pornografii Jerzego Szyłaka. Pamiętam jak dziś dzień, w którym otworzyły mi się oczy na to, jak wiele można w komiksie zawrzeć poza zwykłym “dzianiem się” i, z drugiej strony, jak wiele wnikliwy inteligentny czytelnik jest w stanie z komiksu wydobyć.

Autor: Maciej ‘repek’ Reputakowski



Blaki, recenzja w Nowej Fantastyce


Nowa Fantastyka nr 1(280)styczeń 2006;

Blaki

‘Blaki’ nie jest typowym komiksem fantastycznym. Nie ma w nim ani grama technologicznego sztafażu, nie znajdziemy też elementów baśniowych czy nadprzyrodzonych. Jest tylko codzienność. Ale tak wyśmienicie przefiltrowana przez wyobraźnię Mateusza Skutnika – znanego ze steampunkowej serii ‘Rewolucje’ – że w żaden sposób nie można o niej powiedzieć: szara. Nawet jeśli cały komiks utrzymany jest w smutnej, szaro-białej kolorystyce. Główny bohater i wszyscy mieszkańcy świata przypominają z wyglądu mistrza Yodę, ale w istocie to my i nasi sąsiedzi zostaliśmy groteskowo sportretowani na planszach komiksu. Album tworzą krótkie epizody, w których Blaki filozofuje przy wieszaniu bielizny, jeździ autobusem do pracy i z powrotem, podróżuje pociągami, pali papierosy, czyta ksiązki i pije dużo herbaty. Na pozór – nic niezwykłego. Lecz diabeł tkwi w szczegółach. Z niuansów lekko zarysowanych , subtelnych i często niezwykle poetyckich fabułek wyłaniają się wielkomiejskie paranoje, mechanizmy codziennych rytuałów, miniaturowe iluminacje, niewyrażalne emocje, permanentne zadziwienie światem. Codzienne wydarzenia nabierają głębi i tajemniczej, wręcz fantastycznej niezwykłości. Blaki jest w niej zanurzony aż po końce swoich szpiczastych uszu. Świetny komiks.

Paweł Matuszek



Blaki, recenzja Dariusza Hallmana


forum.gildia.pl

Dariusz Hallman:

Moim zdaniem ‘Blaki’ to komiks antybanalny.

‘Bielizna’… Ta bielizna na sznurze wygląda jak rozwinięte bandaże… Przez tydzień znojnej pracy Blaki będzie się w nie owijał, a potem i tak pewnie zostawi pieniądze w trawie…

Przy słowach: -Nagle zdałem sobie sprawę, że… to krzesło się ze mnie śmieje- mamy pretensjonalną obciurkę, ale co tam…

‘Rytuał’ Od małej ptasiej kupy do wielkiej wiecznej obserwacji… Czemu nie?

‘Drzewo’ jest najlepsze. Mądre, błyskotliwe formalnie…

Kiedyś kolega w pijanym szale rozłamał młodą lipę przed moim domem… Drzewo zostało zabandażowane specjalną taśmą i uratowane. Rośnie do dzisiaj. Biedny E. przechadza się już wśród rajskich drzew. Jego nie udało się uratować…

Natomiast w ‘Gumce’ upewniamy się, iż Blaki jest rysownikiem komiksowym, bo któż inny z gumką w rękach mógłby powiedzieć: ‘Jestem Bogiem’?

‘Wieczorny’… Chyba ciąży Blakiemu ta sprawa… Może pomogą mu się zdecydować mądrość rzeczy martwych i złośliwość istot żywych? (Tak, tak, kocie, zrzuć mu to jeszcze raz na łeb, może w końcu poskutkuje!)

W ‘Lotku’ jakoś nie trafia do mnie wywód Blakiego, tzn. nie trafia do mnie również ten wywód, który poznaliśmy… Ale jak rozumiem, miał on jakoś korespondować z ostatnim numerem ‘Ziniola’.

Natomiast chciałbym zadać pytanie związane z tekstem: ‘Spójrzmy – rzucanie palenia…’ Czy to z tych zapisków narodziła się historyjka ‘Nerwy’?

Blaki i ‘Ptaki’. Nic dodać, nic ująć. Rymuje się dosłownie i w przenośni. Druga, po ‘Drzewie’, genialna jednoplanszówka. I, w przeciwieństwie do ‘Lotka’, to jest również o mnie…

‘Wróg’… Blaki przemawiający zza stołu i palący papierosa – majstersztyk. Mateusz Skutnik tutaj szczególnie pokazuje swój kunszt. Wydawałoby się, że rejestruje to kamera… Ale moim zdaniem chodzi o coś więcej – wygląda to raczej tak, jakby rzeczywistość była wkadrowywana w komiks in statu nascendi, jakby objawiła się nam jakaś metakomiksowa magia na chwilę odsłoniętego świata – a wszystko to w klamrze dwóch czarnych kadrów. Kolejny dowód Blaki Power!

W ‘Odjazdach’ padają chyba najbardziej patetyczne zdania, i to takie o humanistycznym zacięciu. I ten kontrapunktowy konduktor niczym z jakiegoś horroru…Piękny ostatni kadr z drzewem, a w nim końcówka zdania: ‘(Cieszę się…) z czyjejś obecności’. Przepraszam, ale znowu przypomina mi się E. …Na stronie 39 w środkowym kadrze wyraźnie brakuje jakichś słów. (A tak w ogóle to w całym komiksie siada często interpunkcja.)

‘Oli’ po prostu nie pasuje do reszty. Czytelnikowi pozostaje jedynie udawać Greka…

Tak, ‘Nerwy’ są najbardziej życiowe. Wreszcie trochę więcej humoru, no i znowu dosyć mocno się utożsamiam (co prawda od dawna nie palę, ale przecież ograniczać można różne rzeczy). No i ten kotek – taka straszna chudzina w tej opowieści… Chciałoby się powiedzieć: ‘Nerwy w konserwy i nakarmić kota, proszę’

‘Wczesna wiosna’ to taki Blaki, hmm… interwencyjny (absurdy codzienności, głupota ludzka itd.). Trzeba przyznać, że gatunkowo ‘Blaki’ bardzo jest pojemny…

No i fajne ‘Dziewięć żyć’. Miło poznać typowy dzień Blakiego, a puenta jest cudowna. Jednak zarazem straszny to jest cliffhanger – no jak to, nie dowiemy się, jak wygląda typowy weekend Blakiego? Na koniec zdradziecko dodam, że i tak rządzi ‘Blaki na urlopie’.



Blaki, recenzja na Alei Komiksu


Blakiego pierwszy raz zobaczyłem w Chichocie. Specjalnie kupiłem sobie inauguracyjny numer pisma, żeby obejrzeć paski komiksowe w wykonaniu Mateusza Skutnika. Kiedy dowiedziałem się, że na festiwal w Łodzi jest przewidziana premiera albumu z tej serii, przyklasnąłem. Nie ukrywam, że Mateusz Skutnik to obecnie mój ulubiony rysownik i scenarzysta. Jako rysownika podziwiam go za wykreowanie postaci, których nie sposób zapomnieć oraz za punkty styczne jakimi są te postacie, a które łączą każdy jego komiks. Sam autor mówi, że ma problem ze zróżnicowaniem wyglądu swoich bohaterów, ale ja to akurat lubię. Te charakterystyczne głowy są jak autograf- jedyne w swoim rodzaju. I wreszcie jako rysownik tworzący historie do scenariuszy innych, tworzy niezwykłe graficzne perełki, idealnie uzupełniając tekst tworzonej historii. Blaki to komiks, do którego część scenariuszy napisał Karol Konwerski. Mimo tego jakoś narzuca się mówienie o tym zbiorku jako o komiksie Mateusza Skutnika. Jego pomysły i sugestywne rysunki dominują nad całością. Trzeba zaznaczyć, że poza wspomnianym już wyżej wyglądem postaci, rysunek w Blakim znacznie różni się od pełnych koloru Rewolucji czy graficznych Morfołaków. Rysunek w tym komiksie jest czarno-biały, ale sprawia wrażenie jakoby oryginał powstał w kolorze. Później szybkie kliknięcie z opcją grayscale i gotowe. Wyszło super. Blaki, główny bohater wygląda jak mały demon i do twarzy mu w szarościach. Poza tym to taki domorosły filozof i baczny obserwator codzienności. Tematy, o których mówi zapewne wielu wydadzą się znajome i chyba ta bliskość, to pokazanie czytelnikowi, że nie tylko on doświadcza pewnych sytuacji w życiu, że nie tylko on ma takie myśli i takie dni kiedy wszystko go drażni, sprawiają że komiks czyta się dobrze. Polecam ten komiks obyczajowy każdemu, bo robi się jakoś tak cieplej, lepiej kiedy poznamy i polubimy Blakiego. Być może spotkamy go kiedyś w pociągu i napijemy się razem herbatki w pełnym zrozumienia milczeniu. A być może miniemy go na ulicy, zasępionego, mówiącego do siebie w myślach o rzeczach, o których my sami rozmyślamy. Blaki jest raczej samotny i zamyślony, zamknięty. Tak jak wielu przechodniów. Gorąco polecam ten komiks. Mateusz Skutnik potwierdził nim to, co już dawno podejrzewałem: że jego nazwisko jest znakiem gwarancji jakości.

Jakub Jankowski
Aleja Komiksu



Blaki, opinie zbojcerzy


www.esensja.pl

Zbójcerze o komiksie

Daniel Gizicki:

hmmmm. Właściwie jest tu tylko jedna odstająca w dół swym poziomem historia – Czajnik, natomiast mocno w gębe dają obie opowiastki w pociagu, ‘Nerwy’, ‘Ptaki’ i ‘Wczesna wiosna’. Reszta jest na przyzwoitym poziomie. Rysunkowo to klasa, jakość wydania bardzo dobra. Skutnik potrafi, Konwerski chyba też, więc śmigać do księgarń po Blakiego. Ale już!

Marcin Herman:

Bohater zbiorku ‘Blaki’ dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat życia i otaczającej nas rzeczywistości. Większość scenariuszy została napisana przez rysownika komiksu – Mateusza Skutnika, autorem kilku jest Karol Konwerski. O ile wywód Skutnika jest czytelny i dosadny, Konwerski czasami zbyt daleko błądzi skojarzeniami. Moje ulubione to ‘Rytuał’ i ‘Wróg’, bo kto z nas nie ma swoich codziennych dziwacznych przyzwyczajeń? Uśmiałem się też przy ‘Nerwach’ – znam to uczucie irytacji, pomimo iż jesgo przyczyna jest zupełnie inna niż w przypadku bohatera. Warto również zwrócić uwagę na dwa świetne nieme komiksy, które wprost powalają dosadnością.

Krzysztof Lipka-Chudzik:

Dlaczego nie dziesiątka? Najwyższą ocenę rezerwuję dla klasyków, takich jak ‘Blankets’ czy ‘Jimmy Corrigan’. ‘Blakiemu’ jednak niewiele brakuje do absolutnego mistrzostwa. To na pewno nie jest komiks dla wszystkich, mnie jednak pitolenie czarnego ludka uwiodło bez reszty. Bagiński raczej nie zrobiłby z tego filmu (hi, hi), ale nie zdziwiłbym się, gdyby dla odmiany ktoś nagrałby muzykę inspirowaną albumikiem Skutnika i Konwerskiego. Nie miałbym nic przeciwko.

Marek Turek:

Nie powiem, że byłem zaskoczony zawartością tego albumu, bo znam Blakiego od jego zinowych (a właściwie ‘Ziniowych’) korzeni, wiem dokąd graficznie i fabularnie podąża Skutnik i widzę jak Konwerski w swoich scenariuszach konsekwentnie realizuje własne postulaty o ‘komiks obyczajowy’. Tak więc dokonałem konsumpcji dokładnie tego czego się spodziewałem i smakowało mi, dokładnie tak jak powinno smakować.

Konrad Wągrowski:

Niegłupie i intrygujące. Filozoficzne, ale to komplement.



Blaki, recenzja na wrak.pl



‘Blaki’ jest bardzo specyficznym, ciepłym, nostalgicznym komiksem. Nie ma w nim praktycznie żadnej akcji, prawie nic się nie dzieje. Tytułowy bohater kręci się po domu, spaceruje po okolicy, jedzie pociągiem i w tym czasie prawie cały czas rozmyśla. Jego obserwacjami, czasem bardzo prostymi, czasem błyskotliwymi, albumik wypełniony jest po brzegi. Susząc bieliznę rozmyśla o przemijaniu. Włączając czajnik odpływa w świat fizyki. Przy parzeniu herbaty omawia meandry gry w totka. Przedstawia rytuały, które rządzą jego życiem, które go w pewien sposób dobijają, a od których nie potrafi się uwolnić. Wskazuje absurdy – własnego postępowania i otaczającego go świata. Niekiedy można odnieść wrażenie, że przez te przemyślenia przenikają osobiste doświadczenia scenarzysty – jednego czy drugiego. Bo Konwerski bardzo umiejętnie wszedł w intymny świat wykreowany przez Skutnika i napisał równie interesujące scenariusze. Tę intymność podkreślają rysunki, na których jest zazwyczaj tylko to, co akurat potrzebne. W komiksie, w którym kluczową rolę odgrywa słowo, umiejętne operowanie obrazem jest szalenie ważne. Skutnik swoimi oszczędnymi rysunkami wyraża tylko to, co trzeba. Podkreśla kameralność sytuacji, czy nawet pewne wyobcowanie bohatera, pokazuje upływ czasu. Tylko tyle i aż tyle. Więcej tu nie trzeba.

Jarek Obważanek
wrak.pl; wtorek, 1.10.2005



Blaki, recenzja na Webesteem


Blaki czyli życie w przerwach na kawę.

Każdy bohater robi sobie czasem przerwę na kawę. I niekoniecznie pije wtedy kawę. Równie dobrze może to być herbata, albo papieros, albo po prostu moment, w którym dobrze jest wyciągnąć się na wersalce i nie myśleć o niczym. A raczej: myśleć o niczym, czyli o niebieskich migdałach, krągłościach Maryny lub o porządku Wszechrzeczy i naturze ludzkiej.

Przerwa na kawę jest jedną z odmian tego, co obiegowo bywa określane jako ‘przerwa w życiorysie’. Jest to czas wypełniony banalnymi, machinalnie wykonywanymi czynnościami, doskonale znanymi, doskonale powtarzalnymi i niewartymi tego, by zwracać na nie uwagę. W sensie fabularnym jest to czas, w którym nic się nie dzieje.

Pisarze opisują go rzadko, uznając, że rozsądniej go ominąć i od razu przejść do tego, co zrobi bohater pokrzepiony kawą. Jeśli zaś go opisują, to jest to opis właśnie, zbliżony swym kształtem i atrakcyjnością do widoków znad Niemna, utrwalonych piórem Elizy Orzeszkowej, wprowadzony do opowieści po to tylko, by napiąć jak strunę cierpliwość czytelnika pragnącego dowiedzieć się, co zrobi bohater postawiony w trudnej i wymagającej natychmiastowego działania sytuacji. Jedynie w szczególnych przypadkach przerwa na kawę nabiera znaczenia wyjątkowego i zwykle owo znaczenie nie wynika z faktu siorbania kawy, ale z tego, że nad kawą można sobie pozwolić na spuszczenie myśli ze smyczy, co może zaowocować siedmioma tomami W poszukiwaniu straconego czasu.

W albumie Blaki Mateusz Skutnik, wspierany przez Karola Konwerskiego, zawiera opowieści o tym, co dzieje się w czasie ‘przerw na kawę’. W pierwszej historii obserwujemy tytułowego bohatera, który snuje swobodne rozważania o naturze rzeczywistości podczas rozwieszania prania. W dwóch innych widzimy go w przedziale kolejowym, przymuszonego przez okoliczności do siedzenia i dumania. W niektórych historyjkach Blaki nie jest sam i nawet czasem prowadzi dialogi, ale są one niezobowiązującymi pogaduszkami, z których niewiele wynika, chyba że zastanowimy się głębiej nad tym, co z nich wynika. Najlepiej podczas przerwy na kawę.

Album Skutnika i Konwerskiego można odczytywać jako próbę artystycznej polemiki ze stereotypowymi wyobrażeniami świata, z którymi spotykamy się i w komiksach, i w filmach (tak kinowych, jak i telewizyjnych) oraz w literaturze popularnej. Ich filozofujący bohater z łatwością da się przeciwstawić wszystkim herosom, tym, co skaczą i fruwają, wiążą wrogów w pęczki i wygłaszają przy tym umoralniające pogadanki dla trzynastolatków lub wydają z siebie nieartykułowane dźwięki. Można na niego spojrzeć też z szerszej perspektywy i dostrzec ponowoczesny utwór, w którym gadanie zastępuje działanie, a fabuła zostaje wyparta z opowieści przez narrację (o takie rozpoznanie tym łatwiej, że ostatnio Maciej Sieńczyk wymęczył takie ponowoczesne dzieło zatytułowane Hydriola). Można też dostrzec w Blakim komiks autobiograficzny – Skutnik wprost do tego zachęca, stawiając w przedmowie znak równości między sobą i swym bohaterem.

Problem z tymi – możliwymi – odczytaniami jest jeden: każde z nich prowadzi do spłaszczenia możliwości interpretacji tego dziełka i wysuwa na plan pierwszy jeden z jego aspektów, podczas gdy autorom udała się trudna sztuka, polegająca na utrzymaniu ich w niemal idealnej równowadze. Odesłań do popularnego komiksu superbohaterskiego w Blakim w zasadzie nie ma żadnych, jedynie obco brzmiące imię bohatera i jego dziwny wygląd można od biedy odczytać jako jakąś subtelną aluzję. Wiecej jest natomiast związków z poetyką humorystycznych pasków: na przykład, pojawia się tu jednoplanszowa historyjka Ptaki, w której najistotniejszą rolę odgrywają rysunki ilustrujące to, co mówią bohaterowie. Są tu też opowiastki, w których liczy się gest, poza czy mina bohatera – humorystycznie przerysowane, wyraziste, ale jednak broniące się jako zapisy wydarzeń rzeczywistych czy realistycznych.

Najwyraźniej komiksom akcji przeciwstawia się opowieść Skutnika i Konwerskiego tym, że w ich komiksie w ogóle nie ma akcji w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Blaki został przedstawiony nie tylko jako bohater, który nie dokonuje żadnych heroicznych czynów, ale jako istota, w której życiu nic się nie dzieje. Toczy się ono zgodnie z jakimś ustalonym porządkiem, składa z rutynowo powtarzanych czynności, polega na trwaniu w czasie i przestrzeni (nieprzypadkowo album kończy się tym, że Blaki podejmuje konkretną i brzemienną w skutki decyzję, mającą zmienić jego życie; nieprzypadkowo też, nie widzimy na obrazkach samego działania bohatera, a tylko jego symboliczny skutek – drobny przedmiot, który wiele znaczy).

Życie Blakiego jawi się jako monotonne, nie jest wcale nudne. Owe ‘przerwy na kawę’, które Skutnik przedstawia na obrazkach, służą Bakiemu do obserwacji dookolnej codzienności i snucia refleksji, które nie muszą mieć wielkiego ciężaru gatunkowego, opierają się jednak na bacznej obserwacji świata i samego siebie. Są to momenty, w których bohater komiksu przeżywa najbarwniejsze przygody w swoim życiu – dokonuje wielkich odkryć i wyrusza w podróże w nieznane. Cóż z tego, że to w sobie Blaki odkrywa coś, czego istnienia nie podejrzewał, a wielkich odkryć dokonuje na własnym podwórku lub podczas jazdy pociągiem nie wiadomo skąd, do nie wiadomo dokąd? Ważne, że są to odkrycia ważne i przynoszące radość. W przeciwieństwie do tych bohaterów postmodernistycznych opowieści, którzy snuli nic nie znaczące narracje, by zagadać bezsens własnej egzystencji, Blaki dokonuje tego, co Charles Taylor nazwał ‘epifanią codzienności’ – odnajduje w otaczającej go rzeczywistości ład, harmonię i poczucie, że w tym świecie jest u siebie.

Czytając Blakiego czujemy, że Mateusz Skutnik opowiada o sobie. Mamy świadomość, że refleksje jego bohatera nie mają charakteru uniwersalnego i niekoniecznie nadają się do zbiorów ‘złotych myśli’, gdyż są mocno związane z konkretnym przeżyciem, czy tez podsumowują ciąg jednostkowych doświadczeń. Ale jednak na obrazkach nie widzimy Mateusza, lecz umowną i dość groteskową figurę. A w dodatku mamy świadomość, że te ‘autobiograficzne’ kawałki zostały napisane przez dwie osoby mieszkające na dwóch różnych krańcach Polski. Obecność drugiego scenarzysty ma ogromne znaczenie dla konstrukcji komiksu, mówi nam bowiem, że ten rodzaj przeżyć, które są udziałem Blakiego, ma charakter powtarzalny. Że tego rodzaju odkrycia urody świata może dokonać każdy. Także Ty i ja.

Jerzy Szyłak
Art n design Webesteem magazine


« Previous PageNext Page »