Rewolucje Parabola, recenzja by Jax


komiks_cover_parabola.jpgParabola

Treść: akcja toczy się w wyimaginowanej rzeczywistości świata w klimatach surrealistyczno-cyberpunkowych. Trudno nawet mówić o akcji jako takiej, bo na opowieść składa się szereg historii mniej i bardziej ze sobą związanych – pojawiają się pewne przewodnie motywy, ale można też każdą opowieść próbować interpretować osobno. Ze względu na specyficzny styl i klimat albumu nie ma sensu nawet próbować relacjonować konkretnej tresci.

Fabuła jest nietuzinkowa i polega głównie na serwowaniu czytelnikowi swego rodzaju zagadek i tajemniczych zdarzeń, które tenże w pocie czoła musi rozszyfrowywać i domyślać się ‘brakującej’ fabuły. Wszystko to podane w surrealistyczno-filozoficznym klimacie. Klimat jest zresztą najważniejszy i urzekł mnie całkowicie. Niedopowiedzenia są duże a więc i zagadki trudne – powiem szczerze, że większości albumu nie zrozumiałem (ale podobno się da). Ale i tak nie przeszkodziło mi to zostać przez album po prostu oczarowanym ) Bardzo udanym i oryginalnym pomysłem narratorskim jest połączenie poszczególnych opowieści przez postacie pojawiające się w tle wcześniejszej opowieści i stające się pierwszoplanowymi w kolejnej. Rozplątanie zagadek i wyjaśnienie pozostawionych tropów podobno umożliwią czytelnikowi kolejne albumy (które notabene już istnieją tylko nie są wydane).

Rysunek jest po części realistyczny a po części umowny. Ową umowność widać szczególnie w charakterystycznym stylu zdeformowanych twarzy postaci. Inne elementy są utrzymane w bardziej klasycznym, realistycznym stylu – choć wyraśnie uproszczonym, lekkim, od niechcenia (w sensie pozytywnym). Szczególnie owa lekkość i swoboda a także swoista elegancja rysunku robią świetne wrażenie. Cyberpunkowość objawia się przez obecność dziwacznych samochodów, urządzeń – są one bardzo miłe dla oka. Kapitalna kolorystyka – duża paleta barw (głównie ciepłych i pastelowych, choć również i fioletu), znakomity wybór kolorów i ich kompozycja. Podsumowując: oryginalna pozycja zmuszająca do myślenia i główkowania a czasem do głębszej refleksji. Klimat rządzi i choćby tylko z tego powodu komiks zdecydowanie godny polecenia. Czekam niecierpliwie na kolejny tom – chcę wiedzieć o co chodzi

Jax



Rewolucje Parabola, recenzja na wrak.pl


komiks_cover_parabola.jpgwww.wrak.pl

Forum

Właśnie jestem po kolejnej lekturze ‘Rewolucji’ tom I (kupiłem w zeszłą środę ostatni egzemplarz w krakowskiej Zielonej Sowie). I nie pozostaje mi nic innego, jak dołączyć się do chóru entuzjastów.

Historyjki: świetne, pełne emocji, pozostawiające pole do interpretacji i domysłów. Bardzo fajny był pomysł na połączenie wątków; i to poprzez rysunki, jak i poprzez wypowiadane przez postacie kwestie – pomysł dobry i dobrze przy tym zrealizowany.

Opowiadania są przedstawione z dużym wyczuciem; niedopowiedzenia w treści komiksu – przy nieskomplikowanych przecież fabułach – są doskonale umiejscowione i pozostawiają ten specyficzny niedosyt, który powoduje, że do tego komiksu wciąż się powraca, a na pewno nie można po jego przeczytaniu pozostać obojętnym. Nośnikiem przekazu emocjonalnego w ‘Rewolucjach’ są jednak rysunki.

Ktoś wcześniej wspomniał o Muminkach – coś w tym jest, bo postacie w ‘Rewolucjach’ wyglądają trochę jak dzieci, wykazują pewną nieporadność, czy też nawet bezsilność w swym postępowaniu, wzbudzając w ten sposób określone uczucia. A także są w odpowiedni do tego sposób narysowane, z zamierzonym uproszczeniem niektórych szczegółów, chwilami jakby ręką dziecka. Sposób przedstawienia postaci osobiście kojarzy mi się z tego powodu nawet z pracami Stasysa, a metoda plastycznego przekazu emocji w komiksie – także w pewien sposób z ‘Jimmym Coriganem’ Ware’a.

Same rysunki są bardzo dobre. Autor ma swój od razu rozpoznawalny, indywidualny styl. Widać sprawność w posługiwaniu się akwarelą, która nie jest przecież techniką łatwą.

Ktoś wcześniej wspomniał o braku przesady, chyba w dialogach postaci. To odnieść należy do całych Rewolucji, bo umiar widać nie tylko w fabułach shortów, ale też w rysunkach, kolorystyce, bardzo poprawnym kadrowaniu i wprowadzonych rekwizytach steampunkowych.

Komiks jako całość zachowuje w ten sposób odpowiedni ‘balans’; żaden z jego elementów nie dominuje i nie narusza formalnej ani treściowej równowagi opowieści. Czekam na kolejne części.

Ireneusz Pietryka



Rewolucje Parabola recenzja na Alei Komiksu


komiks_cover_parabola.jpgAleja Komiksu.

Parabola

Łączy je czas, oddziela przestrzeń. Razem tworzą jedną opowieść, która mimo że złożona z epizodów nie mających ze sobą wiele wspólnego, tworzy spójną całość. Świat, w jakim się znaleźliśmy w pewnym sensie bliski jest naszemu- wydawać się jednak może obcym i odległym ze względu na swych mieszkańców i sposób, w jaki został nam objawiony.

Bohaterowie są – z charakteru przynajmniej- takimi samymi ludźmi jak Ty czy ja- mają swe pasje, lęki, marzenia. Dążą do nich, a czasami nawet udaje im się je urzeczywistnić. Ich sny zaskakują różnorodnością- wyprawy w nieznane zakątki globu, starania o odzyskanie opieki nad ukochanym dzieckiem, wynalazki przeróżnej maści- a wszystkie opowiadające o tych marzeniach historie spięte klamrą jednego z nich.

Opowieści łącza się w płynny i interesujący sposób- zupełnie jakbyśmy idąc ulicą zwracali uwagęprzenosili spojrzenie na coraz to nowe elementy otoczenialudzi, czasami odbiegając myślami gdzieś daleko, daleko, po to tylko by po chwili znów wrócić do naszejich rzeczywistości- każdy z przechodniów może nam opowiedzieć prawdziwie niezwykłą historię…

Opowieści z albumu ‘Parabola’ w swej pierwotnej formie tworzyły niezależne epizody- na potrzeby wydania egmontowskiego zostały one połączone by stworzyć wielowątkowy tygiel pomysłów.

Historie są raz lepsze, raz gorsze, czasami lżejsze, łatwiejsze, kiedy indziej trudniejsze w interpretacji, zagadkowe- wszystkie jednak warto przeczytać by zrozumieć i pojąć siłę tkwiącą w tym komiksie- przyciągającą uwagę, absorbującą, nie pozwalającą oderwać się na chwilę nawet, dla zaczerpnięcia powietrza. W tym świecie można utonąć. Specyficzny sposób ilustrowania Mateusza Skutnika odrealnia bohaterów (którzy zyskują przy tym karykaturalne wręcz kształty) i ich otoczenie (drzewa przypominające baloniki na patykach na długo zapadają w pamięć) wciągając czytelnika w dziwny, równoległy do naszego ale jednocześnie inny świat.

Budynki, ulice, pojazdy- wszystko wygląd znajomo, ba! swojsko!, a mimo wszystko…inaczej.

Skutnik nie zaśmieca kadrów zbędną ilością detali czy na siłę wprowadzanym cieniowaniem- widzimy tylko najważniejsze linie, najważniejsze dla historii. Jeśli ona tego wymaga- jest ich więcej. Jeśli może się bez nich obyć- mniej.

Ale zawsze w sam raz.

Rysunek świetnie współgra z kolorystyką i ramię w ramię tworzą na wpół bajkowy klimat jedynej w swoim rodzaju, bardziej kolorowej od naszej rzeczywistości. Nie bardziej malowniczej, ale właśnie kolorowej- choć i to niekoniecznie najlepiej będzie opisywać stan faktyczny…Ale efekt dobrze jest zobaczyć samemu, samemu ocenić. ‘Parabola’ to niezwykle udany start albumowych ‘Rewolucji’- z niecierpliwością czekam na kolejny tom, przygotowując przy okazji sprzęt do kolejnego zanurkowania w jeziorze pełnym pomysłów.

Yaqza.



Rewolucje Parabola recenzja na Avatarae


komiks_cover_parabola.jpgAvatarae

Rewolucja techniczna trochę inaczej

‘Parabola’ to pierwszy z sześciu planowanych albumów serii ‘Rewolucje’. Składają się nań krótkie historyjki powiązane ze sobą jedynie narracyjnie, ale mające złożyć się w całość na końcu opowieści. Traktują o przedziwnych wynalazkach, odkryciach, eksperymentach i wydarzeniach historycznych wykoślawionych jednak w specyficznym krzywym zwierciadle. Takie przypadki nie zdarzyły się w naszej rzeczywistości i w większości nie mogły się zdarzyć. Mateusz Skutnik wymyślając je stworzył cały alternatywny świat, wielokrotnie przypominający nasz, ale jednak mocno różniący się. Jest to zatem alternatywna historia epoki rewolucji technologicznej, która jest starciem rządzących dotąd niepodzielnie sił natury z ekspansywną technologią ludzką. O ile w naszym świecie ta walka miała z góry określony wynik, o tyle na kartach ‘Rewolucji’ nic nie jest przesądzone. Zdaje się, że kolejne badania, wyprawy i odkrycia nie wywołują następnych etapów postępu, świat zostaje w epoce pary, pokonywany przez nieme siły natury.

Skutnik tworzy całe instytuty naukowe, wyprawy badawcze, naukowców przeprowadzających w ukryciu zakazane doświadczenia i badania oraz pokazuje zwykłych ludzi zaplątanych wydarzenia od nich niezależne. Jest tu miejsce na podróżnika wędrującego w głąb Czarnego Lądu, na naukowca starającego się wysłać w kosmos rakietę oraz na kobietę zmuszoną oddać dziecko, a póśniej nie mogącą je odzyskać. Co ciekawe siły natury trwają w uśpieniu, ingerują powoli, najczęściej w odpowiedzi na zaczepki ze strony wroga. To postęp jest agresywny, chce wszystko szybko i z wielką pompą.

Obraz jaki kreuje Skutnik przedstawia się bardzo ciekawie, pojawiają się pytania, na które na razie nie ma odpowiedzi, a to zawsze podsyca ochotę na następną część. Skonfrontowanie niektórych historii daje ciekawe wnioski, przemyślenia. A każda jest oryginalna i pomysłowa, zachwyca ich rozrzut tematyczny i forma narracyjna. Bez wątpienia najbardziej niezwykła i niepokojąca jest pokazana w dwóch odsłonach historia przetrzymywanego w wieży nieszczęśnika o ogromnej głowie, który produkuje wręcz kolejne naukowe książki. Spina ona klamrą album, ale tak, że nie wiadomo czy zakończenie jest chronologicznie wcześniejsze od początku, czy też mamy do czynienia z kolejną ofiarą i następnym, powtórnym eksperymentem.

Dopełnieniem są rysunki. Styl Skutnika jest dobrze rozpoznawalny, szczególnie duże głowy, dodatkowo zniekształcane o absurdalnym wyglądzie. Przy okazji występu Mateusza w antologii ‘Wrzesień’ narzekałem, że stał się więźniem własnego stylu, że nie potrafił narysować kreską niestandardową dla siebie. W ‘Rewolucjach’ ten styl nie przeszkadza, dopełniony kolorami wygląda nawet interesująco. Po prostu komiksy Skutnika nie są łatwe, ani w warstwie scenariusza ani graficznej, wymagają sporej uwagi, zatrzymania się, przyjęcia tej poezji, którą nam serwuje. Trzeba czytać pomiędzy słowami i samymi opowieściami.

‘Rewolucje’ są zatem jedną z ciekawszych premier Warszawskich Spotkań Komiksowych, choć warto przypomnieć, że pierwotnie ukazały się w internetowej Esensji, tam jednak dzielone na odcinki, nie miały tej siły. Jednocześnie z ‘Rewolucjami’ ukazał się pierwszy tom ‘Morfołaków’, które Mateusz rysuje, można zatem śmiało powiedzieć, że wkroczył on zdecydowanie do pierwszej ligi polskiego komiksu. Brawa należą się także wydawcy, który wreszcie sięga po komiks ambitniejszy, trudny, którego u nas nie brakuje, a którego jednocześnie dotąd Egmont traktował po macoszemu.



Rewolucje Parabola recenzja w KaZet


komiks_cover_parabola.jpgmagazyn KZ nr 27 marzec 2004

Parabola

Osobliwe wynalazki, dziwaczne postaci, odrealniony świat przedstawiony, delikatnie i lekko prowadzona fabuła, tak właśnie prezentuje się ‘Parabola’, pierwsza część cyklu ‘Rewolucje’ Mateusza Skutnika, jedna z najciekawszych komiksowych premier marca.

Album ten, nie jest kolejnym bezbarwny popisem polskiego autora, który z większym lub mniejszym skutkiem próbuje uczyć się opowiadania komiksowym obrazem.

Skutnik konsekwentnie buduje swoje obrazkowe opowieści dalekie od tego do czego przywykliśmy w dostępnych na naszym rynku historiach ilustrowanych. Komiksy tego autora to prace z gatunku komiksu autorskiego, rozumianego jako kreacje osobistej wizji świata, emocjonalnej jego prezentacji. Termin ‘tworu autorskiego’ stworzony na potrzeby filmu, idealnie określa styl i formę przez niego stosowaną. Inaczej jednak niż w kinie tzw. ‘autorskim’, nie chodzi tutaj o kolejne pytania o istotę absolutu, czy też historyjki o młodej nauczycielce gry na puzonie, wychowanej przez zbieraczy ryżu w środkowych Chinach. Nic z tych rzeczy. Skutnik daleki jest od pretensjonalności, a świat przez niego stworzony nie służy artystycznym wygibasom, ale temu co w komiksie najważniejsze – kreowaniu opowieści.

‘Rewolucje’ w założeniu autora mają być komiksem steampunkowym. Jednak ten ‘techniczny’ klucz nie jest jak dla mnie właściwym sposobem podejścia do prac Skutnika. Co prawda mamy tutaj stylizację na fin de sicle, odkrycia, naukowców i świat podporządkowany wiedzy, jednak nie to wydaje się wybijać na plan pierwszy. Autor sprawnie posługuje się założeniami tego podgatunku fantastyki. Jednakże nie konfrontuje tej XIX wiecznej stylizacji ze współczesnym dążeniem do obalania, poprzez naukę, granic poznania.

Odkrycia w ‘Rewolucjach’ to jednostkowe, indywidualne zwycięstwa ludzi, którzy bardziej niż naukowców, przypominają zdziwaczałych marzycieli. Za każdym wynalazkiem, stoi zawsze idea, marzenie, indywidualny sen. I to właśnie one – sny, są tematem przewodnim tego komiksu. Trudno bowiem za steampunkową uznać historię kobiety której jedynym pragnieniem było posiadanie dziecka.

Każda z postaci, bohaterów tego komiksu o czymś marzy, a kolejne ‘rewolucyjne’ opowieści, to urzeczywistnianie tych pragnień. Siedem krótkich historii, składających się na ten album, to zlepek cudzych snów, układających się w przedziwny przekładaniec. Z pozoru każda z nich dzieje się w tym samym świecie, z udziałem tych samych postaci. Jednak sposób w jaki autor prowadzi narrację, pozwalając swoim fabułom urywać się niespodziewanie, przenikać wzajemnie, sugeruje iż mamy tutaj do czynienie nie z jednym, ale z wieloma światami. Ograniczonymi jedynie ramami marzenia kogoś, o którego śnie w danej chwili czytamy. Jak by tego było mało bohaterowie zamieszkujący te światy kreują własne historie i własne postaci. W efekcie otrzymujemy przedziwny komiksowy sen o… snach właśnie.

Ta oniryczna konwencja w ręku Skutnika nie jest środkiem służącym zamaskowaniu braków i niedoróbek scenariuszowych. To narzędzie poprzez które, udaje się mu zaangażować czytelnika nie tylko intelektualnie, ale także emocjonalnie. Wiążąc go ze światem i postaciami ‘Rewolucji’. Dzięki temu osiąga on to, co powinno być celem każdego twórcy. Jego komiks staje się dla czytelnika transparentny, w pełni przeźroczysty. W miarę czytania wchodzimy w to uniwersum, przestając dostrzegać kadry, rysunki teksty w dymkach. Każda z opowieści stanowi dla odbiorcy świat w który bez trudu wchodzi, zapominając o medium, które umożliwia mu ich poznanie.

Wzajemne przenikanie się historii w komiksie Skutnika to efekt połączenia kilku komiksów pomyślanych jako krótkie formy. Sposób w jaki autor je scalił doprowadził do tego, iż każda z nich wykracza poza cztery ściany komiksowego kadru. Czytając ‘Rewolucje’ zastanawiałem się gdzie pędzi lekarz z torbą pełną książek, dokąd zmierzają smutny odkrywca i przypadkowo spotkany chłopiec. Żadna z tych postaci nie znika po zakończeniu swoje opowieści, mimo specyficznej rysunkowej konwencji jaką przyjął autor, bohaterowie jego komiksu zdają się być najzupełniej realni. A ich historie prawdziwe.

‘Rewolucje’ to pozycja niezwykła na naszym komiksowym rynku. Bez wątpienia warta polecenia każdemu kto czuje się zmęczony trywialnymi historyjkami o poprzebieranych herosach, a do komiksu polskiego podchodzi z dystansem. W przypadku komiksu Skutnika jedyne co ‘grozi’ czytelnikowi to spotkanie z twórcą niebanalnym i światem przez niego stworzonym.

‘ Parabola’, bo taki nosi tytuł ta część cyklu ‘Rewolucje’, to dość zagadkowe zestawienie dwóch znaczeń tego terminu. Z jednej strony chodzi tutaj o dwie historie – zamykającą i otwierającą ten album, spajające całość w jedną opowieść, budząc jednoznaczne ‘matematyczne’ skojarzenia. Z drugiej strony tytuł ten nabiera innej wymowy jeśli posłużymy się nie geometrycznym, a literackim znaczeniem tego pojęcia.

Parabola czyli przypowieść, to gatunek literacki w którym indywidualne wydarzenia i bohaterowie stanowią jedynie formę dla przekazywania treści o uniwersalnym charakterze.

Czy można znaleźć takie treści w ‘Rewolucjach’?

Trudno powiedzieć. Na pewno zastanawiające jest to, że w każdej z historii ujętych w tym albumie, czuje się obecność kogoś, kto wyznacza granice dla marzeń bohaterów tych opowieści. I na pewno tym kimś nie jest sam autor.

Karol Konwerski



Rewolucje Parabola recenzja na Esensji


komiks_cover_parabola.jpgmagazyn esensja nr nr 2 (XXXIV) marzec 2004

Rewolucje: Rewolucja myśli

‘Parabola’ to pierwsza część cyklu krótkich komiksowych opowieści Mateusza Skutnika, znanych do tej pory pod wspólnym tytułem ‘Rewolucje’. Tematyka serii wskazuje, że oto doczekaliśmy się prawdopodobnie pierwszego polskiego komiksu steampunkowego. ‘Parabola’ składa się z kilku przeplatających się ze sobą krótkich komiksów, wprowadzających czytelnika w klimat całego cyklu. Poszczególne opowieści powiązane są ze sobą nie tyle fabularnie, co narracyjnie – z reguły ostatni kadr jednej historyjki otwiera kolejną. Ich bohaterowie to przede wszystkim badacze, eksplorujący nieznane rejony świata oraz niezbadane obszary nauki. Spotykamy więc podróżnika, który właśnie powrócił z wyprawy na nieznany ląd, czy marynarzy i płetwonurków badających dno morza. Obok nich poznajemy historię wynalazcy kosmicznej rakiety oraz myśliciela, zapełniającego kolejne tomy rozprawami z przepełnionej pomysłami i wiedzą głowy. Na tym tle rozgrywają się także inne wydarzenia, niekoniecznie związane z nauką. Przykładem może być tragiczna i smutna historia samotnej matki, która oddała swoje dziecko w obce ręce, a po latach powraca, by je odzyskać. ‘Rewolucje’opowiadają zarówno o wydarzeniach historycznych, które zostały przedstawione przez autora w zupełnie nowy, fantastyczny sposób, jak i takich, które prawdopodobnie mogły zaistnieć w owym okresie (spotkanie z nieznanymi istotami podczas wyprawy na czarny ląd); albo też takich, które zostały przeniesione przez autora w przeszłość i dostosowane do wymogów opowieści – jak chociażby wynalezienie, a raczej pomysł na stworzenie Internetu. Tło wydarzeń w ‘Rewolucjach’ stanowi wielka rewolucja techniczna. Stąd nazwa serii, stąd bliskość gatunkowa do nurtu fantastyki zwanego steampunkiem. Jak pisze autor strony Retrostacja (http://steampunk.republika.pl), steampunk sięga do XIX-wiecznej powieści naukowej (scientific romance), XVIII-wiecznego gotyckiego horroru i pulp fiction z początków XX wieku. (…) Ten pozornie romantyczny gatunek w rzeczywistości łączy stare mity z nowymi. Steampunk spogląda z nostalgią na Wiek Pary (steam), ale czyni to z pełnej paradoksów perspektywy końca XX i początku XXI wieku (punk). Jego nazwa nie bez powodu wywodzi się od cyberpunku, futurystycznego szału lat 80. Dziś niewiele jednak zostało z tego pokrewieństwa. Dawne podziały (cyberpunk – mroczna industrialna przyszłość i steampunk – mroczna industrialna przeszłość) przestały obowiązywać. W przypadku ‘Rewolucji’ nawiązania do stempunku widoczne są zarówno w konstrukcji świata, jak i tematyce komiksów. W swobodnie zaadaptowanych, czy też stylizowanych realiach końca XIX wieku, Skutnik opowiada własne, oryginalne historie. W szerszym ujęciu ‘Rewolucje’ to komiks o epoce wielkich odkryć technicznych i geograficznych. Motywem przewodnim jest tu zestawienie myśli ludzkiej z siłami natury. Przekonanie ludzi o nieograniczoności i potędze umysłu, a więc nauki i techniki, zostało przeciwstawione naturze – odwiecznej, cierpliwej i niemal niezmiennej, która w tej konfrontacji z reguły wygrywa. Mateusz Skutnik dał się już poznać jako twórca dość trudnego w odbiorze, czarno-białego cyklu ‘Morfołaki’ (scen. Nikodem Skrodzki), czy też undergroundowego albumu ‘Czaki eunuch’ (scen. Dominik ‘lucek’ Szcześniak). W ‘Rewolucjach’ mamy okazję poznać zupełnie innego Skutnika. Twórcę z pewnością dojrzałego, o wyrobionym, charakterystycznym stylu, którego rozpoznawalnymi elementami w przypadku ‘Rewolucji’ są postaci o przedziwnych głowach i pastelowe kolory. W przygotowaniu jest jeszcze pięć kolejnych albumów z cyklu ‘Rewolucje’: ‘Elipsa’, ‘Lustro’, ‘Pełna automatyzacja’, ‘Monochrom’. Tytuł ostatniego nie został jeszcze ustalony. Wiadomo jednak, że ma on połączyć wątki pierwszej i drugiej części ‘Rewolucji’. Jeśli zatem pierwsze dwa tomy cyklu odniosą komercyjny sukces, z pewnością zobaczymy w księgarniach kolejne.

Marcin Herman



Morfolaki, tom 1, recenzja na Avatarae


Avatarae Numer 3(15)/2004

Morfologia strachu

Skutnik to bardzo charakterystyczny autor i wielki indywidualista. Znamy go chociażby z ‘Rewolucji’ publikowanych niegdyś w Esensji. Jego rysunki są brzydkie, pokraczne, lecz nie brzydotą infantylną, nie brzydotą dziecinnej kreski, jak u Niewiadomskiego, lecz zamierzoną, dopracowaną, dopieszczoną brzydotą, która jest istotnym elementem własnej wizji artystycznej. Takie ‘nieładne’ rysowanie ma jedną wielką zaletę – dobrze nadaje się do oddania pewnego konkretnego charakteru historii, dużo lepiej buduje nastrój niż standardowe, uniwersalne i poprawne rysunki. Z takim właśnie współgraniem treści i formy mamy do czynienia w ‘Morfołakach’.

Świat ‘Morfołaków’ jest mroczny, zapuszczony zielskiem i zabobonami. Jest pełen magii, ale nie w wydaniu fajerwerkowo-potterowym, ale tej czającej się w ludowych podaniach, w przesądach, w opowieściach szeptanych po zmroku do ucha przestraszonej młodszej siostrze. Tutaj naprawdę coś ci rośnie w gardle, gdy widzisz, że słońce już zachodzi i nie zdążysz do domu przed zapadnięciem ciemności. To świat dekadenckiej arystokracji, biednych rybaków i wiktoriańskich naukowców. Tutaj łatwo spełniają się marzenia, lecz jeszcze łatwiej dopada cię pazur złego. A złe nie jest wcale wyblakłe i względne, lecz namacalne i przerażające.

Autorzy serwują nam zbiór opowieści z tego tajemniczego świata, przybliżając powoli jego struktury i hierarchie. Niektóre z nich są naprawdę pomysłowymi perełkami (jak np. historia prawego rybaka z początku albumu, czy szokujące poczynania krawca i zaskakujący finał jego zlecenia), inne w ciekawy i odkrywczy sposób pokazują wyświechtane zdawałoby się motywy (‘Skóry’), niemal każda skłania do głębszej refleksji (poruszająca ‘Avril’, w której jedyny raz wspomniane są tytułowe morfołaki), większość przeraża… Nie dziwota, że w pierwszej i ostatniej historii pojawia się postać kolumny-diabła, górującego nad całym tym światem, jakby uśmiechając się szyderczo zagarniał cały album dla siebie. Scenarzysta Skrodzki odwalił tutaj kawał dobrej roboty, a rysunki Skutnika idealnie dopełniły jego zamysły. Na szczęście nowo narodzony motyl, zamykający pierwszy tom ‘Morfołaków’, tchnie nie tyle niepewnością ustalonych praw świata, na których nie można polegać, co nutką nadziei i optymizmu.

Jest parę mniej udanych pomysłów, jak np. krótkie ‘Licho nie śpi’, czasem kadry są niewyraźne albo nieciekawe przez zbytnie uproszczenie, ale ogólnie album prezentuje się bardzo dobrze. I z pewnością nie jest on adresowany do zwolenników Spider-Mana czy lekkiej rozrywki. Chętnie sięgnę po kolejny tom ‘Morfołaków’ i liczę, że nie będzie to tom ostatni.

QbaT



Morfolaki, tom 1, recenzja w KZ


morfolaki1_100Kazet, nr 37, marzec 2004,

‘Morfołaki tom 1: Strach na wyciągnięcie ręki’

Epizody Morfołaków, które zdarzyło mi się gdzieś kiedyś przeczytać nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Były ok, ale nic specjalnego. Wyobraźcie więc sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy przeczytawszy ten album pomyślałem- to jest genialne!

Zacznijmy od informacji dla niewtajemniczonych. Morfołaki t.1 to zbiór krótkich, na pierwszy rzut oka nie powiązanych ze sobą opowiadań. Opowiadań dziwnych, odrobinę surrealistycznych, często strasznych. Razem tworzą one mroczne uniwersum, w którym oprócz ludzi- dobrych i złych istnieją inne jeszcze, dziwniejsze stworzenia, a nic nie jest takie jakie się na pierwszy rzut oka wydaje.

Osiem opowiadań składających się na ten zbiór, to wybór ze znacznie większej ilości historii powstałych o Morfołakach i trzeba przyznać, że wybór bardzo dobry. Każde z ośmiu opowiadań jest inne, niepowtarzalne i każde odkrywa inną mroczną tajemnicę. Mamy tu opowieści o niezwykłych kreacjach wieczorowych szlachty, pokusach głębin, minionym czasie, czy moje ulubione o lichu, albo handlarzu skór. Żadnego z nich nie będę tu głębiej opisywał. Nie odważyłbym się zepsuć Wam przyjemności odkrywania zakamarków tych fabuł.

Ale Morfołaki to nie tylko opowieść, to także rysunek, który stanowi integralną część całości. Bez świetnych ilustracji Skutnika te opowiadania nie miałyby takiego ładunku emocjonalnego. Mimo, że niektóre ilustracje sprawiają wrażenie wczesnych prac Skutnika, czy nawet pośpiesznych i niedopracowanych, to wszystkie wspaniale budują klimat i na dłuższą metę naprawdę nie sposób im niczego zarzucić. Tym bardziej, że na przestrzeni całego albumu są tak zróżnicowane, że po prostu nie pozwalają się znudzić jednym rodzajem kreski. Wciąż i wciąż zaskakują czytelnika nowymi rozwiązaniami.

Ten komiks to zdecydowanie najlepszy polski album wydany na WSK. Jest dziełem w pełni zasługującym na miano inteligentnej, nie pozbawionej smaku rozrywki. Potrafi cieszyć w sposób niebanalny i skłaniać do głębszej analizy, poszukania drugiego dna. Nie traci przy tym nic ze swojej atrakcyjności. Nie gubi się w wieloznacznościach. Jest klarowny i przerażający.

Czytając, czy słuchając wypowiedzi o Morfołakach nie spotkałem się dotąd z określeniem ‘horror’, a dziwi mnie to bardzo. Komiksy te są wszak tak niesamowite, tak sugestywnie przesiąknięte grozą przed nieznanym, że wydaje mi się, że nie sposób nie zakwalifikować ich do gatunku ‘opowieści grozy’. Opisane w nich wydarzenia, postacie, miejsca są w świecie Morfołaków realne i integralne, w naszym, mimo iż nierealne to bliskie krawędzi- takie, że mogłyby się wydarzyć, gdyby tylko cienka granica oddzielające rzeczywistość od wyobrażonych koszmarów zechciała się lekko wybrzuszyć. Są straszne, bo są na wyciągnięcie ręki.

Paweł ‘Kurczak’ Zdanowski

inne opinie:

Graficznie to jeszcze Skutnik ‘niewyczyszczony’, z plątaniną kresek, która miejscami zagęszcza bardzo warstwę graficzną komiksu. Mimo to rysunkowo album prezentuje się porządnie, miejscami nawet bardzo dobrze. Za to Skrodzki w bardzo wysokiej formie – świetne pomysły i masa doznań w czasie lektury. Wielka szkoda, że scenarzysta nie pisze już komiksów.

Piotr ‘wilk’ Skonieczny

Świetne. Podobały mi się już wcześniej widziane fragmenty. Komiks, do którego się wraca i za każdym razem odkrywa nowe fragmenty. Niecierpliwie czekam na drugi tom.

Robert ‘Graves’ Góralczyk”;



wywiad dla Esensja.pl, II/2004


Czego chcieć więcej

Esensja: Pamiętasz pierwszy komiks jaki wpadł ci w ręce?

Mateusz Skutnik: Tutaj dużego wyboru nie ma. Tytus albo Kloss. Ale raczej Tytus, ten komiks pamiętam od zawsze.

Esensja: Dlaczego zdecydowałeś się robić akurat komiksy?

MS: Pamiętam jak dziś sytuację w której postanowiłem robić komiksy (to takie postanowienie, jak to dzieci mają w zwyczaju postanawiać). Wydawało mi się, ze to jest proste i że ja też tak mogę. Oczywiście z latami okazało się, że to wcale nie jest takie proste, przeciwnie, im dłużej rysuję, tym bardziej skomplikowane się to wydaje. Na szczęście w pewnym momencie Nikodem uwolnił mnie na pewien czas od konieczności wymyślania historii.

Esensja: Czy był jakiś twórca lub dzieło które najbardziej wpłynęło na twoją twórczość?

MS: Patrząc z perspektywy czasu na wszystkie komiksowe influencje w moim życiu, to największy wpływ na mój sposób patrzenia na komiksy miała książka Jerzego Szyłaka “Komiks i okolice pornografii”, pierwsza książka o komiksie jaką przeczytałem. Byłem pod wielkim wrażeniem tego, jak głęboko może pójść interpretacja komiksu, a z drugiej strony jak wiele treści można w nim zawrzeć. Od tego czasu moje komiksy przestały być prostą fabułą, w której coś się po prostu dzieje, a zaczęły przypominać złożoną układankę zdarzeń, odniesień i dialogu z czytelnikiem.

Esensja: Jaka jest geneza Morfołaków?

MS: Kiedyś narysowałem jedną planszę komiksową, pokazałem ją Nikodemowi i poprosiłem, żeby napisał mi jakiś scenariusz do tego typu rysunków. No i napisał 52 scenariusze, o ile dobrze pamiętam, z czego ponad 40 zostało zrealizowanych, to jest ponad 250 stron komiksu. Zdaje się, że trafiliśmy na siebie w odpowiednim momencie, bo on sypał scenariuszami jak z rękawa, a ja równie szybko je rysowałem.

Esensja: Czy “Morfołaki” będą kontynuowane?

MS: Od trzech lat nie mam kontaktu z Nikodemem, z tego co wiem to porzucił karierę scenarzysty komiksowego, tak więc “Morfołaki” to raczej przeszłość. Ostatnie historie powstały w 2001 roku. Istnieją jeszcze te resztki scenariuszy Nikodema – około ośmiu – więc jest szansa, że być może kiedyś, w odległej przyszłości powstaną nowe komiksy. Tym bardziej, że ostatnie historie Nikodem pisał dużo dłuższe. Jest jeden epizod, który liczy około 24 stron. Tak więc jeżeli ktoś czeka na nowe odcinki morfów – jest szansa. Ale na pewno nie w najbliższej przyszłości, na razie “Rewolucje” zajmują mi większość czasu przeznaczanego na rysowanie komiksów, ponadto kończę album do scenariusza Jerzego Szyłaka “Wyznania właściciela kantoru”. Rysuję także drobniejsze historie do przeróżnych antologii w kraju i za granicą.

Esensja: Jak postały “Rewolucje”?

MS: Zawsze marzył mi się komiks o wynalazcach i ich odkryciach. Po dwuletniej przygodzie z Morfami udało mi się wypracować nowy, wyczyszczony styl – Rewolucji właśnie – styl, który stał się mimowolnie moim znakiem rozpoznawczym. Większość “rewolucyjnych” historii opowiada o nieznanych wynalazcach i ich nieznanych odkryciach, nie zawsze udanych, ale zawsze oryginalnych. Ostatnio jednak zacząłem korzystać z istniejących historycznych wynalazców, pisząc zmodyfikowane historie ich odkryć. Przykładem może być komiks “Rentagen” o wynalezieniu promieni X, który narysowałęm na zeszłoroczny MFK w Łodzi. Niedługo mam zamiar zrealizować historię odkrycia bieguna północnego, bo to strasznie pogmatwana historia: dwóch odkrywców, każdy mówił co innego, aż się prosi o dopisanie ciekawej historyjki. Co ciekawe, rysując “Rewolucje” od 1998 roku cały czas żyłem w nieświadomości. Dopiero pod koniec zeszłego roku dowiedziałem się, że “Rewolucje” należą do pewnego gatunku artystycznego, mianowicie do steampunku. Sądzę, że to zaszufladkowanie mówi wszystko o “Rewolucjach”, bo one rzeczywiście spełniają wszystkie założenia historii steampunkowych.

Esensja: Czy będzie kontynuacja komiksu “Czaki eunuch: das pimmel story”?

MS: Co prawda Dominik Szcześniak (scenarzysta) odgrażał się, że napisze drugą część, ale chyba mu przeszło. Nie będzie kontynuacji Czakiego, no chyba że Dominik napisze jednak coś tak genialnego, że przebije pierwszego Czakiego. Z mojej strony jednak odchodzę od formuły komiksu czarno białego, nawet jeżeli komiks na zamówienie powinien być czarno biały, ponieważ do takiego druku jest przeznaczony, to i tak robię komiks w kolorze. Tak było z historią do drugiego albumu historii o Żbiku, wydanego przez Kulturę Gniewu. Pamiętam, że Jarek Składanek strasznie się zdziwił, jak zobaczył tę kolorową historię.

Esensja: Jak tworzysz komiksy? Czy najpierw powstają szkice postaci, a dla nich robiony jest scenariusz? Czy gdy sam wymyślasz historię to rozpisujesz ją najpierw w formie np. opisu kadrów?

MS: Jeżeli komiks jest mojego scenariusza, to nie ma potrzeby robienia żadnych osobnych szkiców. Wszystko mam poukładane w głowie, rysuję od razu na planszy, szkicuję, maluję tuszami, potem robię kontury rapidografem, potem jest jeszcze drugie malowanie i gotowe. Nie przejmuję się ilością plansz – ile wyjdzie, tyle będzie. Potem już tylko skanowanie, czyszczenie i wpisywanie dymków, ale to inna historia. Czasami oczywiście są odstępstwa od reguły. Czasami trzeba coś naszkicować, żeby nie wypadło z głowy. Pomysły – szczególnie dobre – mają to do siebie, że przychodzą i odchodzą kiedy chcą. Wiem, że Jerzy Szyłak dużo pisze w pociągu, mnie też często zdarzało się wymyślić coś ciekawego w pociągu. Natomiast w przypadku komiksów innych scenarzystów, to oczywiście najpierw po przeczytaniu scenariusza powstają szkice postaci, które konsultuję ze scenarzystą. Mam takie szczęście, że nie trafiłem jak do tej pory na scenarzystę, który wprowadzałby mi jakieś drastyczne zmiany do moich projektów, kazał przerysowywać kadry, plansze… Sądzę, że taka współpraca skończyłaby się dosyć szybko. Wracając do pytania – zawsze najpierw jest gotowy scenariusz, potem są rysunki. Nigdy odwrotnie. W przypadku tej pierwszej planszy, z której powstały Morfołaki jest trochę inaczej, to miała być tylko inspiracja dla Nikodema, pokazanie jak chciałbym rysować komiksy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że ja rysuję najpierw plansze, a potem ktoś wymyśla do nich historię do wpisania w dymki. To absurd.

Esensja: Jak wyglądały scenariusze od Nikodema? Bardzo szczegółowe, czy raczej umowne?

MS: Nikodem pisał same dialogi, całą resztę zostawiał mojej wyobraźni. To było dla mnie idealne rozwiązanie. Czasami oczywiście pisał, kto się znajduje na planszy, co robi, ale bardzo rzadko zdarzało mu się sugerować mi, jak co ma wyglądać. Bardziej umownie się nie da. I bardzo dobrze. Jak już mówiłem, idealnie się dopasowaliśmy w tamtych czasach.

Esensja: Ile czasu zajmuje ci wykonanie jednej planszy?

MS: To zależy od stopnia zmęczenia po przyjściu z pracy. Jakby się spiąć, jestem w stanie w jeden wieczór narysować planszę, czyli coś około czterech godzin. W weekend robię do trzech plansz dziennie. Oczywiście to wszystko teoria, bo nie mogę całego wolnego czasu przeznaczyć na rysowanie komiksów.

Esensja: Czy masz swoich ulubionych bohaterów z “Morfołaków” i “Rewolucji”?

MS: Niech pomyślę, w przypadku Morfów to było ich tyle, że nie sposób nawet tego objąć, tak z biegu. Mógłbym powiedzieć, że Ssufok – wszechwiedzący mędrzec ptak, który rozwiązuje większość problemów morfołackiego świata, albo wszechobecne szczudłaki, które nigdy się nie odzywają, tylko obserwują z góry wszystkie wydarzenia. A może wilkodłak – taka nasza przeróbka aliena, który zabija wszystko na swojej drodze. Nie mogę się zdecydować. Może krawiec, szyjący ubrania z ludzkiej skóry (w tym odcinku pada moja ulubiona kwestia napisana przez Nikodema). Nie wiem. Z “Rewolucjami” sytuacja jest jaśniejsza. Jest tego mniej i jest pewna postać, która strasznie mnie intryguje. To bezimienna postać przemykająca pomiędzy historiami w pierwszym albumie “Rewolucji”, ubrana w szaty egipskie. Przemknął tak przez cały album, chociaż miałem zamiar coś napisać dla niego na koniec albumu, podobnie cały drugi album, pojawia się raz czy dwa, gdzieś w tle. Jest cały czas obecny. To ważna postać – pojawia się w tych miejscach nie przypadkowo. To wszystko wyjaśni się w albumie łączącym wszystkie wątki z pierwszych i drugich “Rewolucji”. Mam zamiar napisać taki album, w którym byłaby jedna długa historia. Wszystko zacznie do siebie pasować, niezwiązane ze sobą pozornie wątki staną się cząstkami misternej układanki scenariusza. Ten album siedzi mi gdzieś z tyłu głowy i czekam cierpliwie, aż się wyklaruje. To będzie naprawdę dobra historia. Mam czas, jestem w stanie przeznaczyć trzy lata na napisanie, dopracowanie tej historii. W międzyczasie mam jeszcze do dokończenia dwa albumy “Rewolucji”, tak więc ten łączący wątki może być dopiero piąty, albo szósty, bo zbierają mi się już powoli historie do kolejnego albumu zbiorczego.

Esensja: Kim są twoi ulubieni twórcy komiksów?

MS: Niestety nie mam pamięci do nazwisk, jedyne o których teraz pamiętam to Schuiten i Peeters z ich niesamowitym cyklem komiksów miast. Pascal Rabate, którego pierwszy raz zobaczyłem w telewizji na Planete, mało co nie przyssałem się do ekranu, i jeszcze jeden – szwedzki rysownik Jason, jak dla mnie geniusz scenariusza i rysunku, ten człowiek potrafi stworzyć dzieła idealne. Mam kilka jego albumów, udało mi się je kupić w Szwecji, pamiętam pod jakim wrażeniem byłem czytając te historie. Wszystkie nieme, bez jednego słowa. Czytelne i lekko narysowane. No po prostu ideał.

Esensja: Jak zapatrujesz się na szanse marketingowe twoich komiksów, które są zdecydowanie mniej komercyjne niż większość pozycji na polskim rynku? Nie obawiasz się że Twoje komiksy mogą zostać niedocenione?

MS: To nie jest pytanie do mnie, tylko do wydawcy. Mam na szczęście tę komfortową sytuację, że nie muszę interesować się marketingiem. Co do komercyjności moich komiksów, jednak coś w nich musi być, skoro się ukazują, ludziom się podoba, i chcą więcej. Wydawca mi zaufał, że “Rewolucje” to strzał w dziesiątkę. Czego chcieć więcej. “Rewolucje” już zostały docenione. Ukazały się w kilku polskich magazynach. Z tego co wiem to oceny były bardzo ciepłe. Nie obawiam się o “Rewolucje”. To mój najlepszy materiał.

Esensja: Publikujesz również za granicami Polski. Jak do tego doszło? Czy masz jakieś informacje jak tam odbierane są twoje komiksy?

MS: Doszło do tego w bardzo prozaiczny sposób. Niejaki Jerzy Szyłak zapytał mnie kilka lat temu – A może wyślesz coś do “Stripburka”? I dał ulotkę z namiarami. Była publikacja w “Stripburku” (to antologia komiksu wydawana przez zespół edytorski magazynu “Stripburger”), następnie “Madburger”, podobna antologia, tematyczna, traktująca o zdrowiu psychicznym, “Warburger”, o wojnie. Niedawno jeden epizod rewolucji ukazał się w “Stripburgerze”, inny we francuskiej antologii “Le Velo 33b”, to drugi tom wydany przez zespół La Boite d’Aluminium. Moje komiksy odbierane są chyba dobrze, skoro nadal chcą je publikować. Były plany wydania drugiego tomu “Rewolucji” we Francji przez La Boite, ale w międzyczasie materiał ten został sprzedany Egmontowi i plan się sypnął.

Esensja: W marcu wyjdą dwa albumy twojego autorstwa, stale publikujesz za granicą, czy więc rok 2004 będzie początkiem ekspansji Mateusza Skutnika na Europę?

MS: Nie popadajmy w przesadę. Raczej nazwałbym to ekspansją na polski rynek. Ale dopiero pod koniec tego roku, po wydaniu drugich tomów serii “Rewolucje” i “Morfołaki”, będzie można snuć plany na przyszłość i na zagranicę. W tym roku ukazuje się jeszcze mój mini album na Słowenii, wydany w serii “Miniburger”. To 24-stronicowa historia “rewolucyjna”, pierwsze dziewięć plansz jest wystawionych na Wraku do wglądu.

Esensja: Jakie są twoje kolejne projekty?

MS: Projektów jest na kilka lat na przód. Po pierwsze – komiks do nowej antologii Egmontu. Potem zabieram się za dokończenie trzeciego tomu “Rewolucji”. Mam również gotowy scenariusz do tomu czwartego (autorstwa Jerzego Szyłaka). Ponadto rysuję album o Bompci i Pożercy (to postacie okołodampcowe). Zbieram też krótsze historie do monochromatycznego albumu o “Rewolucjach”, na pewno znajdzie się w nim “Rentagen”, historia o wynalezieniu kinematografu, którą właśnie kończę, historia o odkryciu bieguna północnego, trójstronicówka wysłana na konkurs w Angouleme, być może ta historia do nowej antologii Egmontu, “Lunge”. Każda z tych historii jest w innej tonacji kolorystycznej. To taki powrót do dawnej formy albumu złożonego z kilku krótkich historii. Miał się ukazać jeden krótki albumik we Włoszech, ale coś ostatnio się Włosi nie odzywają, więc to wkładam między bajki na razie. Jak widać ewentualne nowe historie morfołackie, jak i drugi tom “Czakiego” to raczej fikcja.

Esensja: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Daniel Gizicki



wywiad dla Esensji, grudzień 2002


Marcin Herman: Jak oceniasz projekty takie jak “Madburger” z punktu widzenia uczestnika?

Mateusz Skutnik: “Madburger” to wydawnictwo dosyć tendencyjne. Według mnie prezentuje dosyć niski poziom. Z samych polskich rysowników uzbierałaby się taka antologia, na pewno dwa razy wartościowsza. Nie jest to więc żadne opiniotwórcze źródło komiksu z Europy Wschodniej. A szkoda. Jednak sama myśl tworzenia takich antologii jest dobra. Z tym że nie można przypinać do nich jakichś wyższych celów, typu “prezentacja komiksu europejskiego”. Różnorodność jest ogromna i prawdopodobnie dopiero wydanie encyklopedii komiksu podziemnego w Europie wyczerpałoby zagadnienie. A dla mnie jako uczestnika jest przyjemne to, że moje plansze znajdą się na wystawach tam, gdzie moja noga zapewne nigdy nie postanie.

MH: Czy w związku z publikacją w “Madburgerze”, obecnością twoich prac na międzynarodowych wystawach, widzisz dla siebie jakąś szansę na publikację za granicą?

MS: Raczej niewielką. Publikacja w “Madburgerze” jest mało eksportowa. Jest to komiks rysowany w stylu, jak to się popularnie mówi “undergroundowym”. Na eksport bardziej bym widział komiksy rysowane tak jak “Rewolucje”, publikowane zresztą w “Esensji” w ubiegłym roku. Z takimi komiksami będę starał się zaprezentować za granicą.

MH: “Rewolucje” cieszyły się dużą popularnością wśród naszych czytelników. Ale właściwie była to jedna z twoich nielicznych publikacji, do tego w formie elektronicznej. Twoje komiksy ukazały się też w Meksyku i Chinach, w zeszłym roku w słoweńskim “Striburgerze”, teraz w czeskim “Aarghu” i “Madburgerze”. Dlaczego twórca, którego doceniają za granicą, tak mało publikuje w kraju?

MS: Nie mam zielonego pojęcia. Szczerze mówiąc, sam się nad tym zastanawiam, ale to nie jest pytanie do mnie, tylko do wydawców. Jeden epizod drugiego tomu “Rewolucji” ukazał się w zeszłym roku w “Świecie Komiksu”. Teraz podobno ma się tam ukazać następny. Światełko w tunelu.

MH: Poza “Rewolucjami” twoim najbardziej znanym cyklem są “Morfołaki” – komiks raczej trudny, w awangardowej stylistyce. Na jego tle “Rewolucje” wypadają bardziej komercyjnie. Czy nie uważasz, że właśnie ta undergroundowa konwencja odstrasza wydawców?

MS: Zapewne tak. Tylko że po pierwsze, “Morfołaki” to stary komiks. Rysowałem go w latach 1997-2000. Po drugie, ja tej stylistyki nie wybierałem – po prostu tak wtedy wychodziło mi najlepiej. Oczywiście, że taka stylistyka odstrasza wydawców. Jak sam powiedziałeś, “Rewolucje” wypadają bardziej komercyjnie. I w tę stronę będę teraz szedł. “Morfołaki” to komiks trudny, ponieważ Nikodem Skrodzki pisał wówczas strasznie pokręcone historie. Poza wydaniami fanzinowymi lub podziemnymi, nie za bardzo widzę przyszłość dla takiego komiksu.

MH: Jakie są twoje plany na najbliższą przyszłość?

MS: Ukończenie dwóch albumów komiksowych z serii “Alicja” do scenariuszy Jerzego Szyłaka, później złożenie do kupy trzeciej części “Rewolucji”. A dalej nie wiem.

MH: Dziękuję za rozmowę.


« Previous PageNext Page »