Rewolucje Parabola recenzja na Alei Komiksu


komiks_cover_parabola.jpgAleja Komiksu.

Parabola

Łączy je czas, oddziela przestrzeń. Razem tworzą jedną opowieść, która mimo że złożona z epizodów nie mających ze sobą wiele wspólnego, tworzy spójną całość. Świat, w jakim się znaleźliśmy w pewnym sensie bliski jest naszemu- wydawać się jednak może obcym i odległym ze względu na swych mieszkańców i sposób, w jaki został nam objawiony.

Bohaterowie są – z charakteru przynajmniej- takimi samymi ludźmi jak Ty czy ja- mają swe pasje, lęki, marzenia. Dążą do nich, a czasami nawet udaje im się je urzeczywistnić. Ich sny zaskakują różnorodnością- wyprawy w nieznane zakątki globu, starania o odzyskanie opieki nad ukochanym dzieckiem, wynalazki przeróżnej maści- a wszystkie opowiadające o tych marzeniach historie spięte klamrą jednego z nich.

Opowieści łącza się w płynny i interesujący sposób- zupełnie jakbyśmy idąc ulicą zwracali uwagęprzenosili spojrzenie na coraz to nowe elementy otoczenialudzi, czasami odbiegając myślami gdzieś daleko, daleko, po to tylko by po chwili znów wrócić do naszejich rzeczywistości- każdy z przechodniów może nam opowiedzieć prawdziwie niezwykłą historię…

Opowieści z albumu ‘Parabola’ w swej pierwotnej formie tworzyły niezależne epizody- na potrzeby wydania egmontowskiego zostały one połączone by stworzyć wielowątkowy tygiel pomysłów.

Historie są raz lepsze, raz gorsze, czasami lżejsze, łatwiejsze, kiedy indziej trudniejsze w interpretacji, zagadkowe- wszystkie jednak warto przeczytać by zrozumieć i pojąć siłę tkwiącą w tym komiksie- przyciągającą uwagę, absorbującą, nie pozwalającą oderwać się na chwilę nawet, dla zaczerpnięcia powietrza. W tym świecie można utonąć. Specyficzny sposób ilustrowania Mateusza Skutnika odrealnia bohaterów (którzy zyskują przy tym karykaturalne wręcz kształty) i ich otoczenie (drzewa przypominające baloniki na patykach na długo zapadają w pamięć) wciągając czytelnika w dziwny, równoległy do naszego ale jednocześnie inny świat.

Budynki, ulice, pojazdy- wszystko wygląd znajomo, ba! swojsko!, a mimo wszystko…inaczej.

Skutnik nie zaśmieca kadrów zbędną ilością detali czy na siłę wprowadzanym cieniowaniem- widzimy tylko najważniejsze linie, najważniejsze dla historii. Jeśli ona tego wymaga- jest ich więcej. Jeśli może się bez nich obyć- mniej.

Ale zawsze w sam raz.

Rysunek świetnie współgra z kolorystyką i ramię w ramię tworzą na wpół bajkowy klimat jedynej w swoim rodzaju, bardziej kolorowej od naszej rzeczywistości. Nie bardziej malowniczej, ale właśnie kolorowej- choć i to niekoniecznie najlepiej będzie opisywać stan faktyczny…Ale efekt dobrze jest zobaczyć samemu, samemu ocenić. ‘Parabola’ to niezwykle udany start albumowych ‘Rewolucji’- z niecierpliwością czekam na kolejny tom, przygotowując przy okazji sprzęt do kolejnego zanurkowania w jeziorze pełnym pomysłów.

Yaqza.



Rewolucje Parabola recenzja na Avatarae


komiks_cover_parabola.jpgAvatarae

Rewolucja techniczna trochę inaczej

‘Parabola’ to pierwszy z sześciu planowanych albumów serii ‘Rewolucje’. Składają się nań krótkie historyjki powiązane ze sobą jedynie narracyjnie, ale mające złożyć się w całość na końcu opowieści. Traktują o przedziwnych wynalazkach, odkryciach, eksperymentach i wydarzeniach historycznych wykoślawionych jednak w specyficznym krzywym zwierciadle. Takie przypadki nie zdarzyły się w naszej rzeczywistości i w większości nie mogły się zdarzyć. Mateusz Skutnik wymyślając je stworzył cały alternatywny świat, wielokrotnie przypominający nasz, ale jednak mocno różniący się. Jest to zatem alternatywna historia epoki rewolucji technologicznej, która jest starciem rządzących dotąd niepodzielnie sił natury z ekspansywną technologią ludzką. O ile w naszym świecie ta walka miała z góry określony wynik, o tyle na kartach ‘Rewolucji’ nic nie jest przesądzone. Zdaje się, że kolejne badania, wyprawy i odkrycia nie wywołują następnych etapów postępu, świat zostaje w epoce pary, pokonywany przez nieme siły natury.

Skutnik tworzy całe instytuty naukowe, wyprawy badawcze, naukowców przeprowadzających w ukryciu zakazane doświadczenia i badania oraz pokazuje zwykłych ludzi zaplątanych wydarzenia od nich niezależne. Jest tu miejsce na podróżnika wędrującego w głąb Czarnego Lądu, na naukowca starającego się wysłać w kosmos rakietę oraz na kobietę zmuszoną oddać dziecko, a póśniej nie mogącą je odzyskać. Co ciekawe siły natury trwają w uśpieniu, ingerują powoli, najczęściej w odpowiedzi na zaczepki ze strony wroga. To postęp jest agresywny, chce wszystko szybko i z wielką pompą.

Obraz jaki kreuje Skutnik przedstawia się bardzo ciekawie, pojawiają się pytania, na które na razie nie ma odpowiedzi, a to zawsze podsyca ochotę na następną część. Skonfrontowanie niektórych historii daje ciekawe wnioski, przemyślenia. A każda jest oryginalna i pomysłowa, zachwyca ich rozrzut tematyczny i forma narracyjna. Bez wątpienia najbardziej niezwykła i niepokojąca jest pokazana w dwóch odsłonach historia przetrzymywanego w wieży nieszczęśnika o ogromnej głowie, który produkuje wręcz kolejne naukowe książki. Spina ona klamrą album, ale tak, że nie wiadomo czy zakończenie jest chronologicznie wcześniejsze od początku, czy też mamy do czynienia z kolejną ofiarą i następnym, powtórnym eksperymentem.

Dopełnieniem są rysunki. Styl Skutnika jest dobrze rozpoznawalny, szczególnie duże głowy, dodatkowo zniekształcane o absurdalnym wyglądzie. Przy okazji występu Mateusza w antologii ‘Wrzesień’ narzekałem, że stał się więźniem własnego stylu, że nie potrafił narysować kreską niestandardową dla siebie. W ‘Rewolucjach’ ten styl nie przeszkadza, dopełniony kolorami wygląda nawet interesująco. Po prostu komiksy Skutnika nie są łatwe, ani w warstwie scenariusza ani graficznej, wymagają sporej uwagi, zatrzymania się, przyjęcia tej poezji, którą nam serwuje. Trzeba czytać pomiędzy słowami i samymi opowieściami.

‘Rewolucje’ są zatem jedną z ciekawszych premier Warszawskich Spotkań Komiksowych, choć warto przypomnieć, że pierwotnie ukazały się w internetowej Esensji, tam jednak dzielone na odcinki, nie miały tej siły. Jednocześnie z ‘Rewolucjami’ ukazał się pierwszy tom ‘Morfołaków’, które Mateusz rysuje, można zatem śmiało powiedzieć, że wkroczył on zdecydowanie do pierwszej ligi polskiego komiksu. Brawa należą się także wydawcy, który wreszcie sięga po komiks ambitniejszy, trudny, którego u nas nie brakuje, a którego jednocześnie dotąd Egmont traktował po macoszemu.



Rewolucje Parabola recenzja w KaZet


komiks_cover_parabola.jpgmagazyn KZ nr 27 marzec 2004

Parabola

Osobliwe wynalazki, dziwaczne postaci, odrealniony świat przedstawiony, delikatnie i lekko prowadzona fabuła, tak właśnie prezentuje się ‘Parabola’, pierwsza część cyklu ‘Rewolucje’ Mateusza Skutnika, jedna z najciekawszych komiksowych premier marca.

Album ten, nie jest kolejnym bezbarwny popisem polskiego autora, który z większym lub mniejszym skutkiem próbuje uczyć się opowiadania komiksowym obrazem.

Skutnik konsekwentnie buduje swoje obrazkowe opowieści dalekie od tego do czego przywykliśmy w dostępnych na naszym rynku historiach ilustrowanych. Komiksy tego autora to prace z gatunku komiksu autorskiego, rozumianego jako kreacje osobistej wizji świata, emocjonalnej jego prezentacji. Termin ‘tworu autorskiego’ stworzony na potrzeby filmu, idealnie określa styl i formę przez niego stosowaną. Inaczej jednak niż w kinie tzw. ‘autorskim’, nie chodzi tutaj o kolejne pytania o istotę absolutu, czy też historyjki o młodej nauczycielce gry na puzonie, wychowanej przez zbieraczy ryżu w środkowych Chinach. Nic z tych rzeczy. Skutnik daleki jest od pretensjonalności, a świat przez niego stworzony nie służy artystycznym wygibasom, ale temu co w komiksie najważniejsze – kreowaniu opowieści.

‘Rewolucje’ w założeniu autora mają być komiksem steampunkowym. Jednak ten ‘techniczny’ klucz nie jest jak dla mnie właściwym sposobem podejścia do prac Skutnika. Co prawda mamy tutaj stylizację na fin de sicle, odkrycia, naukowców i świat podporządkowany wiedzy, jednak nie to wydaje się wybijać na plan pierwszy. Autor sprawnie posługuje się założeniami tego podgatunku fantastyki. Jednakże nie konfrontuje tej XIX wiecznej stylizacji ze współczesnym dążeniem do obalania, poprzez naukę, granic poznania.

Odkrycia w ‘Rewolucjach’ to jednostkowe, indywidualne zwycięstwa ludzi, którzy bardziej niż naukowców, przypominają zdziwaczałych marzycieli. Za każdym wynalazkiem, stoi zawsze idea, marzenie, indywidualny sen. I to właśnie one – sny, są tematem przewodnim tego komiksu. Trudno bowiem za steampunkową uznać historię kobiety której jedynym pragnieniem było posiadanie dziecka.

Każda z postaci, bohaterów tego komiksu o czymś marzy, a kolejne ‘rewolucyjne’ opowieści, to urzeczywistnianie tych pragnień. Siedem krótkich historii, składających się na ten album, to zlepek cudzych snów, układających się w przedziwny przekładaniec. Z pozoru każda z nich dzieje się w tym samym świecie, z udziałem tych samych postaci. Jednak sposób w jaki autor prowadzi narrację, pozwalając swoim fabułom urywać się niespodziewanie, przenikać wzajemnie, sugeruje iż mamy tutaj do czynienie nie z jednym, ale z wieloma światami. Ograniczonymi jedynie ramami marzenia kogoś, o którego śnie w danej chwili czytamy. Jak by tego było mało bohaterowie zamieszkujący te światy kreują własne historie i własne postaci. W efekcie otrzymujemy przedziwny komiksowy sen o… snach właśnie.

Ta oniryczna konwencja w ręku Skutnika nie jest środkiem służącym zamaskowaniu braków i niedoróbek scenariuszowych. To narzędzie poprzez które, udaje się mu zaangażować czytelnika nie tylko intelektualnie, ale także emocjonalnie. Wiążąc go ze światem i postaciami ‘Rewolucji’. Dzięki temu osiąga on to, co powinno być celem każdego twórcy. Jego komiks staje się dla czytelnika transparentny, w pełni przeźroczysty. W miarę czytania wchodzimy w to uniwersum, przestając dostrzegać kadry, rysunki teksty w dymkach. Każda z opowieści stanowi dla odbiorcy świat w który bez trudu wchodzi, zapominając o medium, które umożliwia mu ich poznanie.

Wzajemne przenikanie się historii w komiksie Skutnika to efekt połączenia kilku komiksów pomyślanych jako krótkie formy. Sposób w jaki autor je scalił doprowadził do tego, iż każda z nich wykracza poza cztery ściany komiksowego kadru. Czytając ‘Rewolucje’ zastanawiałem się gdzie pędzi lekarz z torbą pełną książek, dokąd zmierzają smutny odkrywca i przypadkowo spotkany chłopiec. Żadna z tych postaci nie znika po zakończeniu swoje opowieści, mimo specyficznej rysunkowej konwencji jaką przyjął autor, bohaterowie jego komiksu zdają się być najzupełniej realni. A ich historie prawdziwe.

‘Rewolucje’ to pozycja niezwykła na naszym komiksowym rynku. Bez wątpienia warta polecenia każdemu kto czuje się zmęczony trywialnymi historyjkami o poprzebieranych herosach, a do komiksu polskiego podchodzi z dystansem. W przypadku komiksu Skutnika jedyne co ‘grozi’ czytelnikowi to spotkanie z twórcą niebanalnym i światem przez niego stworzonym.

‘ Parabola’, bo taki nosi tytuł ta część cyklu ‘Rewolucje’, to dość zagadkowe zestawienie dwóch znaczeń tego terminu. Z jednej strony chodzi tutaj o dwie historie – zamykającą i otwierającą ten album, spajające całość w jedną opowieść, budząc jednoznaczne ‘matematyczne’ skojarzenia. Z drugiej strony tytuł ten nabiera innej wymowy jeśli posłużymy się nie geometrycznym, a literackim znaczeniem tego pojęcia.

Parabola czyli przypowieść, to gatunek literacki w którym indywidualne wydarzenia i bohaterowie stanowią jedynie formę dla przekazywania treści o uniwersalnym charakterze.

Czy można znaleźć takie treści w ‘Rewolucjach’?

Trudno powiedzieć. Na pewno zastanawiające jest to, że w każdej z historii ujętych w tym albumie, czuje się obecność kogoś, kto wyznacza granice dla marzeń bohaterów tych opowieści. I na pewno tym kimś nie jest sam autor.

Karol Konwerski



Rewolucje Parabola recenzja na Esensji


komiks_cover_parabola.jpgmagazyn esensja nr nr 2 (XXXIV) marzec 2004

Rewolucje: Rewolucja myśli

‘Parabola’ to pierwsza część cyklu krótkich komiksowych opowieści Mateusza Skutnika, znanych do tej pory pod wspólnym tytułem ‘Rewolucje’. Tematyka serii wskazuje, że oto doczekaliśmy się prawdopodobnie pierwszego polskiego komiksu steampunkowego. ‘Parabola’ składa się z kilku przeplatających się ze sobą krótkich komiksów, wprowadzających czytelnika w klimat całego cyklu. Poszczególne opowieści powiązane są ze sobą nie tyle fabularnie, co narracyjnie – z reguły ostatni kadr jednej historyjki otwiera kolejną. Ich bohaterowie to przede wszystkim badacze, eksplorujący nieznane rejony świata oraz niezbadane obszary nauki. Spotykamy więc podróżnika, który właśnie powrócił z wyprawy na nieznany ląd, czy marynarzy i płetwonurków badających dno morza. Obok nich poznajemy historię wynalazcy kosmicznej rakiety oraz myśliciela, zapełniającego kolejne tomy rozprawami z przepełnionej pomysłami i wiedzą głowy. Na tym tle rozgrywają się także inne wydarzenia, niekoniecznie związane z nauką. Przykładem może być tragiczna i smutna historia samotnej matki, która oddała swoje dziecko w obce ręce, a po latach powraca, by je odzyskać. ‘Rewolucje’opowiadają zarówno o wydarzeniach historycznych, które zostały przedstawione przez autora w zupełnie nowy, fantastyczny sposób, jak i takich, które prawdopodobnie mogły zaistnieć w owym okresie (spotkanie z nieznanymi istotami podczas wyprawy na czarny ląd); albo też takich, które zostały przeniesione przez autora w przeszłość i dostosowane do wymogów opowieści – jak chociażby wynalezienie, a raczej pomysł na stworzenie Internetu. Tło wydarzeń w ‘Rewolucjach’ stanowi wielka rewolucja techniczna. Stąd nazwa serii, stąd bliskość gatunkowa do nurtu fantastyki zwanego steampunkiem. Jak pisze autor strony Retrostacja (http://steampunk.republika.pl), steampunk sięga do XIX-wiecznej powieści naukowej (scientific romance), XVIII-wiecznego gotyckiego horroru i pulp fiction z początków XX wieku. (…) Ten pozornie romantyczny gatunek w rzeczywistości łączy stare mity z nowymi. Steampunk spogląda z nostalgią na Wiek Pary (steam), ale czyni to z pełnej paradoksów perspektywy końca XX i początku XXI wieku (punk). Jego nazwa nie bez powodu wywodzi się od cyberpunku, futurystycznego szału lat 80. Dziś niewiele jednak zostało z tego pokrewieństwa. Dawne podziały (cyberpunk – mroczna industrialna przyszłość i steampunk – mroczna industrialna przeszłość) przestały obowiązywać. W przypadku ‘Rewolucji’ nawiązania do stempunku widoczne są zarówno w konstrukcji świata, jak i tematyce komiksów. W swobodnie zaadaptowanych, czy też stylizowanych realiach końca XIX wieku, Skutnik opowiada własne, oryginalne historie. W szerszym ujęciu ‘Rewolucje’ to komiks o epoce wielkich odkryć technicznych i geograficznych. Motywem przewodnim jest tu zestawienie myśli ludzkiej z siłami natury. Przekonanie ludzi o nieograniczoności i potędze umysłu, a więc nauki i techniki, zostało przeciwstawione naturze – odwiecznej, cierpliwej i niemal niezmiennej, która w tej konfrontacji z reguły wygrywa. Mateusz Skutnik dał się już poznać jako twórca dość trudnego w odbiorze, czarno-białego cyklu ‘Morfołaki’ (scen. Nikodem Skrodzki), czy też undergroundowego albumu ‘Czaki eunuch’ (scen. Dominik ‘lucek’ Szcześniak). W ‘Rewolucjach’ mamy okazję poznać zupełnie innego Skutnika. Twórcę z pewnością dojrzałego, o wyrobionym, charakterystycznym stylu, którego rozpoznawalnymi elementami w przypadku ‘Rewolucji’ są postaci o przedziwnych głowach i pastelowe kolory. W przygotowaniu jest jeszcze pięć kolejnych albumów z cyklu ‘Rewolucje’: ‘Elipsa’, ‘Lustro’, ‘Pełna automatyzacja’, ‘Monochrom’. Tytuł ostatniego nie został jeszcze ustalony. Wiadomo jednak, że ma on połączyć wątki pierwszej i drugiej części ‘Rewolucji’. Jeśli zatem pierwsze dwa tomy cyklu odniosą komercyjny sukces, z pewnością zobaczymy w księgarniach kolejne.

Marcin Herman



Morfolaki, tom 1, recenzja na Avatarae


Avatarae Numer 3(15)/2004

Morfologia strachu

Skutnik to bardzo charakterystyczny autor i wielki indywidualista. Znamy go chociażby z ‘Rewolucji’ publikowanych niegdyś w Esensji. Jego rysunki są brzydkie, pokraczne, lecz nie brzydotą infantylną, nie brzydotą dziecinnej kreski, jak u Niewiadomskiego, lecz zamierzoną, dopracowaną, dopieszczoną brzydotą, która jest istotnym elementem własnej wizji artystycznej. Takie ‘nieładne’ rysowanie ma jedną wielką zaletę – dobrze nadaje się do oddania pewnego konkretnego charakteru historii, dużo lepiej buduje nastrój niż standardowe, uniwersalne i poprawne rysunki. Z takim właśnie współgraniem treści i formy mamy do czynienia w ‘Morfołakach’.

Świat ‘Morfołaków’ jest mroczny, zapuszczony zielskiem i zabobonami. Jest pełen magii, ale nie w wydaniu fajerwerkowo-potterowym, ale tej czającej się w ludowych podaniach, w przesądach, w opowieściach szeptanych po zmroku do ucha przestraszonej młodszej siostrze. Tutaj naprawdę coś ci rośnie w gardle, gdy widzisz, że słońce już zachodzi i nie zdążysz do domu przed zapadnięciem ciemności. To świat dekadenckiej arystokracji, biednych rybaków i wiktoriańskich naukowców. Tutaj łatwo spełniają się marzenia, lecz jeszcze łatwiej dopada cię pazur złego. A złe nie jest wcale wyblakłe i względne, lecz namacalne i przerażające.

Autorzy serwują nam zbiór opowieści z tego tajemniczego świata, przybliżając powoli jego struktury i hierarchie. Niektóre z nich są naprawdę pomysłowymi perełkami (jak np. historia prawego rybaka z początku albumu, czy szokujące poczynania krawca i zaskakujący finał jego zlecenia), inne w ciekawy i odkrywczy sposób pokazują wyświechtane zdawałoby się motywy (‘Skóry’), niemal każda skłania do głębszej refleksji (poruszająca ‘Avril’, w której jedyny raz wspomniane są tytułowe morfołaki), większość przeraża… Nie dziwota, że w pierwszej i ostatniej historii pojawia się postać kolumny-diabła, górującego nad całym tym światem, jakby uśmiechając się szyderczo zagarniał cały album dla siebie. Scenarzysta Skrodzki odwalił tutaj kawał dobrej roboty, a rysunki Skutnika idealnie dopełniły jego zamysły. Na szczęście nowo narodzony motyl, zamykający pierwszy tom ‘Morfołaków’, tchnie nie tyle niepewnością ustalonych praw świata, na których nie można polegać, co nutką nadziei i optymizmu.

Jest parę mniej udanych pomysłów, jak np. krótkie ‘Licho nie śpi’, czasem kadry są niewyraźne albo nieciekawe przez zbytnie uproszczenie, ale ogólnie album prezentuje się bardzo dobrze. I z pewnością nie jest on adresowany do zwolenników Spider-Mana czy lekkiej rozrywki. Chętnie sięgnę po kolejny tom ‘Morfołaków’ i liczę, że nie będzie to tom ostatni.

QbaT



Morfolaki, tom 1, recenzja w KZ


morfolaki1_100Kazet, nr 37, marzec 2004,

‘Morfołaki tom 1: Strach na wyciągnięcie ręki’

Epizody Morfołaków, które zdarzyło mi się gdzieś kiedyś przeczytać nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Były ok, ale nic specjalnego. Wyobraźcie więc sobie, jakie było moje zdziwienie, kiedy przeczytawszy ten album pomyślałem- to jest genialne!

Zacznijmy od informacji dla niewtajemniczonych. Morfołaki t.1 to zbiór krótkich, na pierwszy rzut oka nie powiązanych ze sobą opowiadań. Opowiadań dziwnych, odrobinę surrealistycznych, często strasznych. Razem tworzą one mroczne uniwersum, w którym oprócz ludzi- dobrych i złych istnieją inne jeszcze, dziwniejsze stworzenia, a nic nie jest takie jakie się na pierwszy rzut oka wydaje.

Osiem opowiadań składających się na ten zbiór, to wybór ze znacznie większej ilości historii powstałych o Morfołakach i trzeba przyznać, że wybór bardzo dobry. Każde z ośmiu opowiadań jest inne, niepowtarzalne i każde odkrywa inną mroczną tajemnicę. Mamy tu opowieści o niezwykłych kreacjach wieczorowych szlachty, pokusach głębin, minionym czasie, czy moje ulubione o lichu, albo handlarzu skór. Żadnego z nich nie będę tu głębiej opisywał. Nie odważyłbym się zepsuć Wam przyjemności odkrywania zakamarków tych fabuł.

Ale Morfołaki to nie tylko opowieść, to także rysunek, który stanowi integralną część całości. Bez świetnych ilustracji Skutnika te opowiadania nie miałyby takiego ładunku emocjonalnego. Mimo, że niektóre ilustracje sprawiają wrażenie wczesnych prac Skutnika, czy nawet pośpiesznych i niedopracowanych, to wszystkie wspaniale budują klimat i na dłuższą metę naprawdę nie sposób im niczego zarzucić. Tym bardziej, że na przestrzeni całego albumu są tak zróżnicowane, że po prostu nie pozwalają się znudzić jednym rodzajem kreski. Wciąż i wciąż zaskakują czytelnika nowymi rozwiązaniami.

Ten komiks to zdecydowanie najlepszy polski album wydany na WSK. Jest dziełem w pełni zasługującym na miano inteligentnej, nie pozbawionej smaku rozrywki. Potrafi cieszyć w sposób niebanalny i skłaniać do głębszej analizy, poszukania drugiego dna. Nie traci przy tym nic ze swojej atrakcyjności. Nie gubi się w wieloznacznościach. Jest klarowny i przerażający.

Czytając, czy słuchając wypowiedzi o Morfołakach nie spotkałem się dotąd z określeniem ‘horror’, a dziwi mnie to bardzo. Komiksy te są wszak tak niesamowite, tak sugestywnie przesiąknięte grozą przed nieznanym, że wydaje mi się, że nie sposób nie zakwalifikować ich do gatunku ‘opowieści grozy’. Opisane w nich wydarzenia, postacie, miejsca są w świecie Morfołaków realne i integralne, w naszym, mimo iż nierealne to bliskie krawędzi- takie, że mogłyby się wydarzyć, gdyby tylko cienka granica oddzielające rzeczywistość od wyobrażonych koszmarów zechciała się lekko wybrzuszyć. Są straszne, bo są na wyciągnięcie ręki.

Paweł ‘Kurczak’ Zdanowski

inne opinie:

Graficznie to jeszcze Skutnik ‘niewyczyszczony’, z plątaniną kresek, która miejscami zagęszcza bardzo warstwę graficzną komiksu. Mimo to rysunkowo album prezentuje się porządnie, miejscami nawet bardzo dobrze. Za to Skrodzki w bardzo wysokiej formie – świetne pomysły i masa doznań w czasie lektury. Wielka szkoda, że scenarzysta nie pisze już komiksów.

Piotr ‘wilk’ Skonieczny

Świetne. Podobały mi się już wcześniej widziane fragmenty. Komiks, do którego się wraca i za każdym razem odkrywa nowe fragmenty. Niecierpliwie czekam na drugi tom.

Robert ‘Graves’ Góralczyk”;


« Previous Page