historia pewnego wózka
August 12, 2010
Doktor wrócił po dwóch godzinach jak już przyszły wyniki badania krwi. W sumie już byliśmy gotowi do opuszczenia placówki, nasiedziawszy się w poczekalni ostrego dyżuru, ale on miał inne plany:
– Ja panią wyślę jeszcze na dodatkową konsultację na oddział chorób płuc. Za chwilę przyślę tu pielęgniarza żeby panią zawiózł bo to w innym budynku i pani tam nie dojdzie w tym stanie.
No to czekamy dalej. Tym razem na pielęgniarza. Jak się tak czeka to mimochodem obserwuje się otoczenie. O tam, pochlipująca rodzina tego co go przywieźli godzinę temu z wypadku. Tu bliżej ta co sceny ponoć robi, ale nikt jeszcze nie widział tej sceny i w sumie to czekanie na scenę skracało czekanie na wyniki. Tam babcia na wózku, ewidentny artretyzm, nadwaga, taka kaczuszka okrągło zwalista. A tutaj ten opalony cwaniaczek co jest znajomym ochroniarza stąd i jak tak siedzą i gadają to jest wyżej w hierarchii od nas.
Czekamy i czekamy na tego pielęgniarza, myślę sobie… Nie, nie mogę powiedzieć co myślę bo to spoiler całości jest a tu trzeba zaczekać do końca opowieści. Więc czekamy.
O, przyszedł, i to z jakąś lekarką ale niższego szczebla, ma inny kolor ubranka niż nasz doktor nadgorliwy. I pielęgniarz idzie prosto do tej babci na wózku. A lekarka:
– Nie, to ta młoda pani o tutaj – wskazuje na nas. Ania podnosi rękę jak w szkole że tak, to ona na te płuca.
– Ta młoda? To sama dojdzie – ocenia pielęgniarz.
– nie dojdzie, bo ciąża, bo osłabiona, bo płuca – ripostuje na nasze szczęście lekarka.
– Ale ja nie mam wózka!
I tutaj moi drodzy dochodzimy do sedna abstrakcji.
Chwila konsternacji, pielęgniarz myśli…
Wymyślił…
Idzie w stronę babci…
I zaczyna ją z tego wózka wysadzać.
Tu dodam że dokładnie o tym pomyślałem pięć minut wcześniej, że nie ma pielęgniarza bo wózka szuka i zaraz babcię wysadzi. Babcia chętna do współpracy w sumie, rozumie problem, że tylko jeden wózek i tak dalej. Ale sama mimo prób nie daje rady wstać. Mnie wryło w ziemię całkowicie, tym bardziej że pomaganie tej babci w zsiadaniu z wózka za bardzo pachniało niedźwiedzią przysługą. No to pielęgniarz jej pomaga. Potem zawołał kolegę i w końcu we dwóch ją przesadzili na poczekalniane krzesełko. We dwóch.
– Zapraszam panią – rzucił pielęgniarz w stronę Ani z nutką wyrzutu chyba. Nie wiem, nie jestem dobry w rozpoznawaniu nutek.
Jak wyjeżdżaliśmy z poczekalni na te płuca to oboje woleliśmy nie patrzeć w twarze naszych współczekających. Pomyślałem że jakbym tę sytuację wpisał do Blakiego, to zbyt wysoki poziom absurdu zniszczyłby realizm tego komiksu.
Realizm.
Nie wiem co musiałaby wykręcić ta od robienia scen żeby ci ludzie w miarę szybko zapomnieli o naszej akcji degradacji babci z wózka.
ps – na obrazku przedstawiono prosty schemat ustawienia wózkowego wzgęldem ściany tak by walenie łbem było najbardziej ergonomiczne.