Ostatni Blaki, recenzja Roberta Popieleckiego


Najbardziej wyczekiwana komiksowa premiera tegorocznego MFKiG poszła na pierwszy ogień (już wczoraj zresztą).
“Ostatni Blaki”.
Jestem psychofanem Blakiego od pierwszego, skromnego zeszyciku z 2005 roku. Bo (sorry, “Produkt”, with all due respect) to właśnie ten tomik przekonał mnie do polskiego komiksu pokazując, jak można mądrze opowiadać o codzienności, mieszać liryzm z cynizmem, a pozornie trywialne i drobne obserwacje podnosić do rangi filozoficznych rozkmin.
“Myślenie Blakim” okazało mi się niesamowicie bliskie i takim zostało. Zresztą – chyba bliskie jest każdemu, bo ten bohater to everyman i jego zawieszone w powszedniości pytania są tak oczywiste, że nie wiem.
Mateusz powiedział na spotkaniu autorskim, że formuła się wyczerpała, Blaki się ustatkował i nie ma żadnych wartych opisania przygód.
Nie wierzę.
Bo Blaki robi przygodę z przekręcenia dwa razy klucza w zamku albo z niezabrania z domu parasola.
To najdojrzalsza, najlepsza odsłona. Można ją spokojnie poznać bez znajomości poprzednich części. Kupujcie “Ostatniego Blakiego”. Będzie warto, jeśli rzeczywiście będzie ostatnim, ale będzie też warto, jeśli stanie się dla Was pierwszym.
Blaki nie lubi dużych słów, ale piszę to ja. I jestem zachwycony.

Robert Popielecki.