Submachine: 32 chambers; spanish walkthrough


Guia de Submachine 32 Chambers:

1. coge el jade #1 del suelo

2. click en el boton de la maquina… se rompera

3. izquierda, click encima de la caja… coge un plato de otoño

4. click en el panel de la pared… coge el jade #2

5. abajo, derecha, izquierda, coge una palanca y el jade #3 de la arena

6. click en la parte superior de la pared… coge el plato de invierno de la parte superior izquierda

7. abajo, derecha 2 veces, veras una cabeza de piedra, coloca la palanca en la ranura, accionala…

8. izquierda 2 veces, baja por el agujero, coge el palo

9. derecha, coge el cuenco de madera

10. derecha, lee la pista de los feroglificos… aire, viento y fuego atraviesan la arena

11. derecha, click en el panel de la pared hasta que leas AIR

12. derecha, ajusta el panel a WIND, coge el jade #4

13. derecha, ajusta el panel a FIRE… abre la caja y coge una piedra redonda

14. izquierda 3 veces, baja, coge el jade #5 de uno de los peldaños, luego coloca el palo en el agujero… coge el topacio #1

15. baja, derecha, coge el jade #6

16. derecha 2 veces, coloca el cuenco en el suelo debajo de la cara… click en el circulo… coge el cuenco lleno de arena

17. izquierda, usa el cuenco de arena en el vaso de la estatua

18. izquierda, sube por la cuerda, coge el plato de primavera de la parte superior de la pared

19. derecha 2 veces, ajusta el circulo derecho con 1/4 abierto abajo a la izquierda, y ajusta el circulo izquierdo con la mitad abierta hacia abajo

20. izquierda, click en el suelo debajo del panel de la pared, coge el topacio #2, luego arrastra la puerta hacia arriba y entra

21. coge la piedra con forma de cono

22. derecha, abajo, coge la piedra cuadrada… la arena no deja bajar mas

23. sube, izquierda 3 veces, baja por la cuerda, izquierda, sube 2 veces, izquierda, usa la piedra cuadrada en la palanca de la pared…

24. derecha, baja la escalera, derecha, sube la cuerda, derecha, entra, derecha, baja 2 veces, ajusta el circulo con el 1/4 abierto abajo a la derecha… sube la escalera, pulsa el panel… baja otra vez, izquierda, coge otra piedra redonda

25. derecha, click 1 vez en el circulo (el 1/4 abierto abajo a la izquierda)…

26. regresa a la sala de la cabeza de piedra (punto 7 de la guia), coloca las piedras redondas en los ojos… coge el topacio #3

27. regresa a la sala del ultimo circulo que ajustaste (punto 25 de la guia), derecha 2 veces, coge el jade #7 de la estatua

28. izquierda, entra por el arco, derecha, coge el plato de verano junto al pie del relieve, luego click en el panel inferior derecho… coge el jade #8

29. izquierda 2 veces, click en la caja, coge el topacio #4, luego coloca la piedra con forma de cono en el agujero…

30. derecha, sube los escalones… veras un panel redondo:

– coloca los 8 jades en las ranuras exteriores… mueve el circulo de jades y ajustalo (oiras un sonido)

– ajusta el siguiente circulo (oiras otro sonido)

– coloca los 4 topacios en las ranuras que se han formado

– coloca los platos en las ranuras cuadradas

– fijate en el triangulo junto a los platos, ajustalo mirando hacia arriba (oiras otro sonido)

… mira esta imagen

– ajusta la cara del centro… mira la animacion final



o komiksach w Polsce


Czym dla Ciebie jest kultura komiksowa? (jak mógłbyś ją zdefiniować, co się na nią składa, czy i dlaczego możemy o niej w ogóle mówić?)

Kultura komiksowa to opowiadanie komiksem. To sposób komunikacji opowiadającego z czytelnikiem. Taki sam jak film, książka, malarstwo. Mam historię w głowie, chcę ją opowiedzieć – i tu wkracza predyspozycja do tworzenia komiksów. Nie potrafię pisać książek, a produkcja filmowa jest za droga, komiks jest czymś pośrodku, czymś na co każdego szaraczka stać. Kultura masowa? Na szczęście nie, ale tylko dlatego, że mało kto zdaje sobie sprawę z potencjału tego środka przekazu. Bo mało kto czyta komiksy. Bo są mało popularne w naszym kraju. Bo przez lata wciskano wszystkim do głowy że komiks jest dla dzieci i zjawisko to nie wykraczało poza małpę w mundurze i ripoff asterixa. No i Kloss, dopełnienie świętej trójcy polskiego komiksu. Kloss który idealnie wpasowuje się w dziecięcość komiksu jako że każdy chłopak lubi się bawić w wojnę. Kloss jest dla tych chłopców. To jest właśnie obraz komiksu w Polsce. Niezmienny, spiżowy, trwały, wieczny, granitowo – marmurowo bartko – dębowy. Kultura komiksowa niepopularna i niemasowa – definiowana poprzez twórców komiksu. Twórców którzy jakimś zrządzeniem losu zakochali się w komiksie i, co najważniejsze, pozostali przy nim gdy już dorośli. Proces powstawania zjawiska o nazwie twórca komiksu jest bardzo zindywidualizowany i tutaj płynnie przechodzimy do odpowiedzi na pytanie numer dwa.

Które kulturalne wydarzenia i inicjatywy uważasz za najważniejsze dla rozwoju kultury komiksowej w Polsce? (Uzasadnij swój wybór.)

Żadne. Coś takiego jak rozwój kultury komiksowej w Polsce nie istnieje. Kontynuując z poprzedniej wypowiedzi – psychologiczny proces wytwarzania się twórcy komiksu jest maksymalnie zindywidualizowany. Kultura komiksowa jest wytworem rysowników i pisarzy komiksowych. Pytanie o rozwój tej kultury jest pytaniem o zwiększenie przyrostu naturalnego twórców komiksu. Jest to kompletnie poza zasięgiem wpływów najmocniejszych działaczy komiksowych, nie tylko w Polsce, ale wszędzie. Dopóki nie powstanie w Polsce wyższa uczelnia ucząca tworzenia komiksu – nie ma szans na rozwój sytuacji komiksu w Polsce. Podkreślam – to dotyczy aspektu twórców komiksu, nie czytelników. O ile to jedno jedyne rozwiązanie na polepszenie kultury komiksu się znalazło, te wyższe uczelnie, tak sposobu na polepszenie czytelnictwa komiksu nie ma i nie będzie. Z prostego powodu. Komiks to medium przestarzałe, praktycznie wymierające i trzymające się kurczowo bytu jeszcze tylko dzięki zawziętości twórców. Ta zawziętość to jedna z głównych cech charakteru wymaganych do tego by zostać twórcą komiksu, inaczej nie da rady. Dlatego to się jeszcze trzyma kupy. Komiksów się nie czyta, bo są pożywką dla zdziecinniałych matołów. Natura ludzka już taka jest, że poprzez negację i deprecjonowanie nie-siebie-samego, podwyższamy poczucie własnej wartości. Odrzucamy wszystko co nie podwyższa naszej wartości rynkowej. A komiks jest idealnym celem dla takiego procederu. Komiks? Bez żartów. Przecież to dla dzieci. Ale tu się nie ma co dziwić i oburzać. To jest całkowicie naturalne. A żeby dostrzec potencjał przekazu komiksowego, trzeba mu się przyjrzeć bliżej. Jedyny problem? Nikt nie patrzy. Dlatego sytuacja czytelnicza jest w głębokim dole bez szansy na poprawę. A wracając na chwilę do działań które aktualnie się odbywają. Wszelkie spotkania, panele, warsztaty, wystawy, konwenty, festiwale i dni komiksu są tak naprawdę psu na budę w temacie rozwoju czegokolwiek. Służą jedynie spotkaniom twórców z różnych krańców Polski, co zresztą każdy twórca ochoczo podkreśla przybywając na takie wydarzenie. Spotkać się z kolegami, powygłupiać się a być może porozmawiać trochę o komiksie. Takie spotkania nawet nie służą integracji bo grupa rządząca zna się od dawna i jest to w miarę zamknięty krąg, bądź kilka kręgów, w zależności od geografii Polski. To dobitnie widać poprzez fakt że owszem, pojawiają się nowi młodzi twórcy, ale oni są już od początku zorganizowani w swoje własne małe podgrupki ziomków, a grupa z grupą się nie zejdzie. Nie ma szans. Chyba że wcześniej dogadają się przez internet. Ale na samym wydarzeniu festiwalowym coś takiego jak integracja nie istnieje. Jeżeli poznałeś kogoś nowego na festiwalu – istnieje 80% prawdopodobieństwo że wcześniej poznaliście się na sieci. Tak więc podsumowując odpowiedź na pytanie nr dwa – żadne kulturalne wydarzenia i inicjatywy nie wpływają na rozwój kultury komiksowej w jakikolwiek sposób.

Jak oceniasz kondycję kultury komiksowej w Polsce?

Ocena kultury to ocena twórców. O ile mam nieskończony szacunek dla każdego kto zajmuje się tworzeniem komiksu, choćby przez to że wiem kolokwialnie mówiąc “jak to jest”, to trzeba powiedzieć że nasza kondycja jest dobra o ile nie bardzo dobra, biorąc pod uwagę warunki w których się znajdujemy. Niestety biorąc pod uwagę te warunki. Niestety, bo o wiele przyjemniej by było gdyby tych warunków nie było. Gdyby można było tę kondycję oceniać w sposób nieuwarunkowany ilością kłód pod nogami. Kłód takich jak prawie zerowy odbiór i oddźwięk, kompletny brak jakichkolwiek szans na zarobienie przyzwoitych pieniędzy dzięki komiksowi czy ogólna śmieszność samego założenia bycia twórcą komiksu. O ile twórca komiksu zdaje sobie sprawę z wartości swojej pracy, o tyle zdaje sobie również sprawę z tego że nikt nigdy jego pracy nie potraktuje poważnie. Poza światkiem komiksowym naturalnie. A i w tym światku ciężko jest uzyskać i, co ważniejsze, utrzymać poczucie docenienia. A poza światkiem? Lepiej się nie przyznawać że jest się twórcą komiksu. Lepiej powiedzieć że jest się grafikiem. Albo scenarzystą. Scenarzystą bliżej nieokreślonej gałęzi sztuki wymagającej scenariusza. Tak, komiksiarze to rodzaj dumny i butny, sęk w tym że im bardziej jesteśmy dumni z tego co robimy na zewnątrz, tym bardziej to zewnętrze patrzy na nas jak na, żeby nie przesadzać, niegroźnych debili. Przypominam, za takim zaszufladkowaniem twórcy komiksu idzie podwyższenie poczucia własnej wartości szufladkującego, więc kto by na to nie poszedł. Każdy by poszedł. Tak więc – biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki – kondycja naszej kultury jest dobra. Bardzo dobra. To zadziwiające jak dobre rzeczy można stworzyć pozostając w permanentnym stanie niedocenienia przez ogół.

Jak widzisz przyszłość kultury komiksowej w Polsce? (Czy komiks i kultura łączy trwała więź czy „przelotny romans”? / W odpowiedzi uwzględnij swoje wizje, plany, marzenia)

Dopóki pojawiać się będą nowi twórcy – dopóty ta przyszłość będzie wyglądać dobrze. Czy będą się pojawiać? Prawdopodobnie tak. To coś jak z miłośnikami vinyli – ta technika powinna dawno zginąć, jednak trwa. Nasza komiksowa sytuacja w Polsce jest idealnym przykładem na to, że komiks sztuką bywa. Sztuką, która się po prostu wydarza z wewnętrznej potrzeby twórcy. Komiks zawdzięcza swój przedłużony byt dzięki swojej unikatowej formie przekazu. Właśnie ten tryb zombie jest poniekąd ostatecznym dowodem na przynależność komiksu do kategorii kultury. Nie masowej. Jednostkowej. Komiks masowy jest skazany na wymarcie. Komiks jako forma sztuki operująca narracją – będzie trwał tak długo, dopóki twórcy, lub przyszli twórcy będą świadomi unikalności tego przekazu. Jak się mamy? Mamy się dobrze. Nieoczekiwany happy end długiego bolesnego wywodu który na takie zakończenie nie wskazywał. Bo tak naprawdę wszystko co zostało tu powiedziane to kolokwializmy które każdy twórca komiksu zna, jeśli nie świadomie, to podskórnie. A jego odpowiedź na to? Wzruszenie ramionami i dalsze tworzenie komiksów wbrew wszystkiemu. Wbrew logice. Mowiłem już o zawziętości komiksiarza? No właśnie.



Facebook timestamp


Yeah, I went to the dark side and joined FB. Only to give you another opportunity to stay in touch and always be the first to know about my games. Or comic books.  Click the above image to connect.



Rewolucje5 – recenzja na Polterze



Druga połowa
Autor: Jarosław ‘beacon’ Kopeć
Redakcja: Maciej ‘repek’ Reputakowski

Nowy tom Rewolucji Mateusza Skutnika jest jak ostatnia płyta Massive Attack – gdyby nie pierwsza połowa, byłby genialny.

Tym razem Rewolucje to komiks niemy i bardzo krótki – składa się z dwóch odrębnych nowel liczących odpowiednio: dwadzieścia cztery i trzydzieści dwie strony. Wydano go przy tym w postaci niewielkiej książeczki, a na stronach formatu A5 zostawiano bardzo obszerne, ziejące bielą marginesy. Ale nowy album Skutnika jest bardzo skondensowany, dlatego nie czuć, jakby urywał się nagle i przedwcześnie.

Rewolucje od początku opowiadały historie oplecione wokół motywu odkryć naukowych, ale koncentrowały się na osobie odkrywcy i jego emocjach, nie zaś samych wynalazkach. Pierwsza z nowel w najnowszym tomie, Dzień pierwszy, nieszczęśliwie odstępuje od tej reguły, przez co brakuje w niej ludzkiego pierwiastka. To zabawa motywem czasowego zapętlenia, której brakuje wyrazistego bohatera, napięcia czy zaskakującego zwrotu akcji. Spóźniony epilog jest zbyt bezbarwny, żeby uratować tę historię.Druga nowela jest znacznie ciekawsza. To historia wynalazcy, który w nieszczęśliwym zbiegu okoliczności traci swój drogocenny projekt, a sam ląduje w szpitalu. W końcu oddaje się nowej obsesji – buduje maszynę, której przeznaczenie poznajemy dopiero w zaskakującym zakończeniu.

Ta historia aż bucha od emocji, ale narrator się nie śpieszy. Skrupulatnie dozuje informacje i buduje napięcie. Jest dramaturgia, bohater i mocna pointa. Prosty (choć bardzo oryginalny i ekspresyjny) styl graficzny i lakoniczna narracja sprawiają, że opowieść nie grzęźnie na mieliźnie nachalnych dopowiedzeń. Jest tu też rytm, który nadaje lekturze płynność.

To dziwne, że dwa tak nierówne komiksy znalazły się w jednym tomie. Cokolwiek o tym zadecydowało, nie pozwala nowymi Rewolucjami cieszyć się bez zastrzeżeń. Jedynym sposobem, by uniknąć mieszanych odczuć, jest zacząć lekturę od połowy, a o pierwszej historii po prostu zapomnieć.



Covert Front / Warehouse 13 – coincidence?






Rewolucje 5 recenzja na valkiria.net


O Mateuszu Skutniku i jego twórczości można mówić różne rzeczy, jednak jedno jest pewne i niezaprzeczalne – jest to twórca nie tylko niezwykle utalentowany, ale też bardzo oryginalny. Jego prace rozpoznawalne są już na pierwszy rzut oka, a klimatyczne rysunki pozwalają czytelnikowi bez pamięci pogrążyć się w niesamowitych światach stwarzanych przez autora. Nie inaczej było z serią czterech albumów noszących wspólną nazwę Rewolucje. Wprowadzały one czytelnika w pełen tajemnic świat odkryć i wynalazków. Seria sprawiała, że podczas lektury włosy stawały dęba przez samo skomplikowanie fabuły, nieschematyczne pomysły oraz interesującą kreację świata. Jest to niewątpliwie jedno z najciekawszych dzieł młodych polskich twórców, jakie w ciągu ostatnich lat zawitało na półkach księgarń.

Tym razem Skutnik wrócił na chwilę do świata Rewolucji, choć nie odniósł się bezpośrednio do samej treści wcześniejszych części. Nawiązał do samego świata i ogólnej idei związanej z wynalazkami. Poznajemy tutaj bowiem dwóch naukowców, którzy opracowali swoje maszyny i wykorzystali je w dość niestandardowy sposób. Cały komiks jest niemy i “czyta” się go niezwykle szybko, jednak trzeba przyznać, że został stworzony na podstawie interesującego pomysłu i mimo dość krótkiej rozrywki, nie żałuje się inwestycji.

Obie opowiastki stworzone są w typowym dla Skutnika stylu – troszkę karykaturalnym, troszkę malarskim. Rysunki mimo pozornej prostoty potrafią zachęcić do bliższego przyjrzenia się im, a dzięki temu docenienia kunsztu budowy komiksu, na który dzięki temu można bez problemu zwrócić uwagę. Pomimo pozornej prostoty w kompozycji strony, autor pokazuje, że z niejednego komiksowego pieca już jadł i potrafi małe strony wykorzystać do ostatniej kreseczki, używając świetnego kadrowania czy kolorystyki. Co ciekawe – mimo, że obie historyjki są do siebie zbliżone pomysłem i ogólną tematyką, a styl na pierwszy rzut oka może wydawać się tożsamy, to przy bliższej analizie odkryć można drobne różnice, odróżniające plansze jednego komiksu od drugiego.

Rewolucje: Dwa Dni nie są kontynuacją wcześniejszych części, co może zawieść niektórych fanów, jednak jako zamknięta całość potrafią zachwycić nawet tych, którzy wcześniej z Rewolucjami nie mieli do czynienia. Proste i konsekwentne rysunki dowodzą błyskotliwości i świetnego wyczucia autora w operowaniu formą, dlatego też polecam ten tytuł wszystkim tym, którzy lubią sztukę komiksu jako taką.

Autor: Paweł „Kaiou” Olejniczak



Rewolucje Dwa Dni recenzja w Życiu Warszawy


Jak to możliwe, że książeczka mniejsza od zeszytu, zawierająca wyłącznie obrazki, żadnych tekstów, pomieściła całkiem sporo treści? To cała magia twórczości Skutnika zamknięta w mini-albumie “Dwa dni”.

Człowiek idzie ulicą, rozgląda się na boki i nagle w oknie jednego z domów zauważa postać, która wygląda jak… on. Wbiega więc do wnętrza i zaczyna szukać… Tak zaczyna się “Dzień Pierwszy”. jedna z dwóch nowelek wchodzących w skład piątego, specjalnego tomu serii “Rewolucje”. Jej autor, Mateusz Skutnik dał się już poznać jako twórca komiksów przewrotnych i wymagających od czytelnika pewnej erudycji. Wraz z Karolem Konwerskim przygotowywał historyjki o Panu Blakim, a jedna z opowieści zawartych w poprzednich częściach „Rewolucji” stała się kanwą do animowanego filmu Tomasza Bagińskiego, „Kinematograf”, czyli polskiego kandydata do Oscara.

Nowy album rysownika nie jest może przygotowany z rozmachem. Książeczka mniejsza od zeszytu liczy niewiele ponad sześćdziesiąt stron. W kolejnych, maleńkich kadrach jednak Skutnik znów snuje fantastyczne opowieści. To historie o podróżach w czasie, paradoksalnych zapętleniach i absurdalnej wręcz determinacji ludzi. O szaleństwie naukowców i pokręconych losach ich wynalazków. A przede wszystkim o tym, jak małe przypadki wpływają na wielkie odkrycia. Niby szablonowe, a jednak urzekające. Także dzięki warstwie graficznej, bo oto mamy znów do czynienia z lapidarnymi, ręcznie malowanymi ilustracjami w pastelowych barwach.

Album ma jedną wadę, pozostawia poczucie niedosytu. Jak to? Tylko tyle? – To te pytania zaprzątają głowę czytelnika po dotarciu do ostatniej strony.Zamiast roztrząsać kolejne dylematy, zgrzytamy zębami, że po miesiącach oczekiwań, jakie upłynęły od premiery poprzedniego albumu Skutnika, otrzymujemy tę zgrabną i udaną, ale jedynie miniaturę komiksową, którą czytanie trwa zdecydowanie krócej, niż tytułowe dwa dni…

autor: Dominika Węcławek 10-06-2010



Rewolucje: Dwa Dni; recenzja na Independent


„Rewolucje” objawiły się już dobrych kilka lat temu. Czterotomowy cykl (w kolejności albumy „Parabola” „Elipsa”, „Monochrom” i „Syntagma” wydany został w latach 2004-2006) opowiadał o epoce wielkich wynalazców, których odkrycia miały zmienić nasze życie. Pozakomiksowy świat o „Rewolucjach” mógł usłyszeć za sprawą „Kinematografu” – stworzonej przez Tomasza Bagińskiego animacji powstałej na bazie jednej ze skutnikowych historii. Jego film daleki jest jednak od rysunkowego pierwowzoru. Ckliwy, cukierkowy obraz nijak nie przystaje do drapieżnych i chropowatych rysunków z komiksu. Zresztą nawet sam rysownik niechętnie rozmawia o tym filmie. Podczas spotkania na Komiksowej Warszawie stwierdził tylko krótko, że „Kinematograf” nie tak powinien wyglądać. I niewiele – jeżeli chodzi o grafikę – ma wspólnego z jego pracą.

Na szczęście na nowy tom „Rewolucji” to on miał decydujący wpływ. Albumik „Dwa dni/Two Days” pomieścił dwie historie. Fioletowy „Dzień pierwszy” traktuje o szaleńcu, który wynalazł machinerię do klonowania. Pomarańczowy „Dzień drugi” – o gościu, który podróżuje w czasie. Mateusz Skutnik świat odkrywców wyrysował znów w charakterystyczny dla siebie sposób. Znów są w nim postaci z wielkimi głowami, znów są koślawe domy, schody i kulki robiące za korony drzew. I znów każdy z obrazków składających się na komiksy to mały obraz. Małe dziełko sztuki. Śmiało można by było wyciąć sobie kadry z komiksu, oprawić i powiesić na ścianie (w sumie dlaczego by tak nie zrobić?).

„Dwa dni” są przerywnikiem między pierwszą a drugą serią „Rewolucji”. Pierwszy tom tej drugiej powinien pojawić się już jesienią. A postępy w pracach nad nim można podziwiać na stronie autora www.pastelstories.com . Warto tam zaglądać, by narobić sobie smaka na kolejną odsłonę cyklu, a przy okazji poszukać też na ulicach Bolonii sympatycznych krasnali. Kto grał w „10 gnomów” wie o co chodzi. Kto nie, powinien jak najprędzej nadrobić tę zaległość.

autor: Mamoń



Rewolucje5 – recenzja w ziniolu



Seria “Rewolucje” wraz z każdym kolejnym albumem określana była mianem jednego z najważniejszych komiksów autorstwa polskich rysowników. Adresowana do czytelnika, który potrafi myśleć i jest zainteresowany niebanalną lekturą, opowiadała historie wynalazków i losy ich twórców. Z charakterystycznie rysowanymi postaciami, wplątanymi przez Skutnika w alternatywny, akwarelowy świat, czytelnikom Egmontu przyszło pożegnać się w 2006 roku, kiedy ukazał się album “Syntagma”. Mimo szuflady zaopatrzonej w scenariusze i głowy wyposażonej w świetne pomysły, kolejny album Skutnika z tej serii polscy czytelnicy dostali dopiero w roku bieżącym.

Jest to komiks bez słów, a więc ten z rodzaju najbardziej wymagających. Nie ma w nim narracji, a dialogi ograniczone są do wykrzykników i znaków zapytania. Brak jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby tłumaczyć to, co znajduje się na rysunkach. Można go przeczytać w pięć minut, podsumować jednym zdaniem i po jednym dniu zapomnieć, ale wówczas straci się całą zabawę. Bo “Dwa dni” to 68-stronicowe korepetycje z komiksu oraz album, który sprawdzi, jak wrażliwi jesteście na to medium.

Dwa dni to dwie historie. W pierwszej Skutnik wrzuca czytelnika i bohatera w sytuację, w drugiej opowiada o wynalazcy. Sytuacja w dowcipny sposób wykorzystuje motyw zapętlenia, a opowieść dotyka zagadnienia podróży w czasie. Każda z tych historii jest świadectwem tego, że autor bardzo dobrze się bawił wymyślając je. I zaproszeniem, skierowanym w stronę odbiorcy, nakazującym mu ciągłe wertowanie stron do przodu i do tyłu w celu wyłapania szczegółów, którymi opowieści są nafaszerowane. Komiks Skutnika nie jest kameralny ani spokojny. Z jego stron bije ekstatyczna radość tworzenia.

Łatwo można się poślizgnąć podczas wyszukiwania inspiracji graficznych Skutnika i przypiąć mu łatkę Jasona. Co prawda norweski autor brał na warsztat podobną tematykę (patrz: “Skasowałem Adolfa Hitlera”), lecz w sensie graficznym sam jest tylko jednym z wielu kontynuatorów tradycji Herge’a. Czysta kreska to znak firmowy Skutnika w “Rewolucjach”, a towarzyszy jej czysty przekaz, oparty na znakomicie prowadzonej narracji komiksowej i konsekwentnym postawieniu na funkcję komunikatywną komiksu. Skutnik, wybierając taką a nie inną formę, “skazał się” na narrację czysto obrazkową, jedynymi odstępstwami czyniąc onomatopeje oraz miejsca, w których udostępnia oczom czytelnika plany wynalazku jednego z bohaterów (dzięki czemu poznajemy jego imię i nazwisko). Ze starcia z najtrudniejszym rodzajem komiksu wyszedł zwycięsko, a obok ciekawej formy przedstawił intrygującą – i osadzoną w uniwersum “Rewolucji” – treść. Czego chcieć więcej?

Może tego, by tak fenomenalny komiks nie kisił się na rynku, który nie doceni go tak, jak doceniłby niemal każdy inny. Pewnie dlatego wydawca pokusił się o edycję międzynarodową. Obok polskiego widnieje angielski tytuł, a złotówkom na odwrocie towarzyszą ich odpowiedniki w euro i dolarach. Dodawszy do tego jakość wydania, z której zadowolony był sam autor, otrzymujemy idealny towar eksportowy, którym możemy chwalić się już wszędzie.

Autor: Dominik Szcześniak



Submachine Universe


Click here to download for free.

reviews: jayisgames | gameshelf

Submachine Universe is probably the first ever MSO (massively singleplayer online) created in 2010, extended ever since. You can freely travel between different locations, read theories about submachine and observe how things work inside this network. There are locations that you might recognize from previous games, there’s a lot of new yet undiscovered content, there are even locations that you think you know, but they’re somehow different.  Surely worth a look. The best part – it’s an open project, which means I can add more locations later on and it will all work together smoothly. So, tinfoil hats on and start exploring if you dare, because there are some dark places inside.

[meanwhile, seven years later…]

In January of 2017 this project stopped being “online” and morphed into “free HD downloadable” – remaining my only project in Adobe Flash that was still active and open in 2017.  Enjoy!


« Previous PageNext Page »