Rewolucje 5 recenzja na valkiria.net


O Mateuszu Skutniku i jego twórczości można mówić różne rzeczy, jednak jedno jest pewne i niezaprzeczalne – jest to twórca nie tylko niezwykle utalentowany, ale też bardzo oryginalny. Jego prace rozpoznawalne są już na pierwszy rzut oka, a klimatyczne rysunki pozwalają czytelnikowi bez pamięci pogrążyć się w niesamowitych światach stwarzanych przez autora. Nie inaczej było z serią czterech albumów noszących wspólną nazwę Rewolucje. Wprowadzały one czytelnika w pełen tajemnic świat odkryć i wynalazków. Seria sprawiała, że podczas lektury włosy stawały dęba przez samo skomplikowanie fabuły, nieschematyczne pomysły oraz interesującą kreację świata. Jest to niewątpliwie jedno z najciekawszych dzieł młodych polskich twórców, jakie w ciągu ostatnich lat zawitało na półkach księgarń.

Tym razem Skutnik wrócił na chwilę do świata Rewolucji, choć nie odniósł się bezpośrednio do samej treści wcześniejszych części. Nawiązał do samego świata i ogólnej idei związanej z wynalazkami. Poznajemy tutaj bowiem dwóch naukowców, którzy opracowali swoje maszyny i wykorzystali je w dość niestandardowy sposób. Cały komiks jest niemy i “czyta” się go niezwykle szybko, jednak trzeba przyznać, że został stworzony na podstawie interesującego pomysłu i mimo dość krótkiej rozrywki, nie żałuje się inwestycji.

Obie opowiastki stworzone są w typowym dla Skutnika stylu – troszkę karykaturalnym, troszkę malarskim. Rysunki mimo pozornej prostoty potrafią zachęcić do bliższego przyjrzenia się im, a dzięki temu docenienia kunsztu budowy komiksu, na który dzięki temu można bez problemu zwrócić uwagę. Pomimo pozornej prostoty w kompozycji strony, autor pokazuje, że z niejednego komiksowego pieca już jadł i potrafi małe strony wykorzystać do ostatniej kreseczki, używając świetnego kadrowania czy kolorystyki. Co ciekawe – mimo, że obie historyjki są do siebie zbliżone pomysłem i ogólną tematyką, a styl na pierwszy rzut oka może wydawać się tożsamy, to przy bliższej analizie odkryć można drobne różnice, odróżniające plansze jednego komiksu od drugiego.

Rewolucje: Dwa Dni nie są kontynuacją wcześniejszych części, co może zawieść niektórych fanów, jednak jako zamknięta całość potrafią zachwycić nawet tych, którzy wcześniej z Rewolucjami nie mieli do czynienia. Proste i konsekwentne rysunki dowodzą błyskotliwości i świetnego wyczucia autora w operowaniu formą, dlatego też polecam ten tytuł wszystkim tym, którzy lubią sztukę komiksu jako taką.

Autor: Paweł „Kaiou” Olejniczak



Rewolucje Dwa Dni recenzja w Życiu Warszawy


Jak to możliwe, że książeczka mniejsza od zeszytu, zawierająca wyłącznie obrazki, żadnych tekstów, pomieściła całkiem sporo treści? To cała magia twórczości Skutnika zamknięta w mini-albumie “Dwa dni”.

Człowiek idzie ulicą, rozgląda się na boki i nagle w oknie jednego z domów zauważa postać, która wygląda jak… on. Wbiega więc do wnętrza i zaczyna szukać… Tak zaczyna się “Dzień Pierwszy”. jedna z dwóch nowelek wchodzących w skład piątego, specjalnego tomu serii “Rewolucje”. Jej autor, Mateusz Skutnik dał się już poznać jako twórca komiksów przewrotnych i wymagających od czytelnika pewnej erudycji. Wraz z Karolem Konwerskim przygotowywał historyjki o Panu Blakim, a jedna z opowieści zawartych w poprzednich częściach „Rewolucji” stała się kanwą do animowanego filmu Tomasza Bagińskiego, „Kinematograf”, czyli polskiego kandydata do Oscara.

Nowy album rysownika nie jest może przygotowany z rozmachem. Książeczka mniejsza od zeszytu liczy niewiele ponad sześćdziesiąt stron. W kolejnych, maleńkich kadrach jednak Skutnik znów snuje fantastyczne opowieści. To historie o podróżach w czasie, paradoksalnych zapętleniach i absurdalnej wręcz determinacji ludzi. O szaleństwie naukowców i pokręconych losach ich wynalazków. A przede wszystkim o tym, jak małe przypadki wpływają na wielkie odkrycia. Niby szablonowe, a jednak urzekające. Także dzięki warstwie graficznej, bo oto mamy znów do czynienia z lapidarnymi, ręcznie malowanymi ilustracjami w pastelowych barwach.

Album ma jedną wadę, pozostawia poczucie niedosytu. Jak to? Tylko tyle? – To te pytania zaprzątają głowę czytelnika po dotarciu do ostatniej strony.Zamiast roztrząsać kolejne dylematy, zgrzytamy zębami, że po miesiącach oczekiwań, jakie upłynęły od premiery poprzedniego albumu Skutnika, otrzymujemy tę zgrabną i udaną, ale jedynie miniaturę komiksową, którą czytanie trwa zdecydowanie krócej, niż tytułowe dwa dni…

autor: Dominika Węcławek 10-06-2010



Rewolucje: Dwa Dni; recenzja na Independent


„Rewolucje” objawiły się już dobrych kilka lat temu. Czterotomowy cykl (w kolejności albumy „Parabola” „Elipsa”, „Monochrom” i „Syntagma” wydany został w latach 2004-2006) opowiadał o epoce wielkich wynalazców, których odkrycia miały zmienić nasze życie. Pozakomiksowy świat o „Rewolucjach” mógł usłyszeć za sprawą „Kinematografu” – stworzonej przez Tomasza Bagińskiego animacji powstałej na bazie jednej ze skutnikowych historii. Jego film daleki jest jednak od rysunkowego pierwowzoru. Ckliwy, cukierkowy obraz nijak nie przystaje do drapieżnych i chropowatych rysunków z komiksu. Zresztą nawet sam rysownik niechętnie rozmawia o tym filmie. Podczas spotkania na Komiksowej Warszawie stwierdził tylko krótko, że „Kinematograf” nie tak powinien wyglądać. I niewiele – jeżeli chodzi o grafikę – ma wspólnego z jego pracą.

Na szczęście na nowy tom „Rewolucji” to on miał decydujący wpływ. Albumik „Dwa dni/Two Days” pomieścił dwie historie. Fioletowy „Dzień pierwszy” traktuje o szaleńcu, który wynalazł machinerię do klonowania. Pomarańczowy „Dzień drugi” – o gościu, który podróżuje w czasie. Mateusz Skutnik świat odkrywców wyrysował znów w charakterystyczny dla siebie sposób. Znów są w nim postaci z wielkimi głowami, znów są koślawe domy, schody i kulki robiące za korony drzew. I znów każdy z obrazków składających się na komiksy to mały obraz. Małe dziełko sztuki. Śmiało można by było wyciąć sobie kadry z komiksu, oprawić i powiesić na ścianie (w sumie dlaczego by tak nie zrobić?).

„Dwa dni” są przerywnikiem między pierwszą a drugą serią „Rewolucji”. Pierwszy tom tej drugiej powinien pojawić się już jesienią. A postępy w pracach nad nim można podziwiać na stronie autora www.pastelstories.com . Warto tam zaglądać, by narobić sobie smaka na kolejną odsłonę cyklu, a przy okazji poszukać też na ulicach Bolonii sympatycznych krasnali. Kto grał w „10 gnomów” wie o co chodzi. Kto nie, powinien jak najprędzej nadrobić tę zaległość.

autor: Mamoń



Rewolucje5 – recenzja w ziniolu



Seria “Rewolucje” wraz z każdym kolejnym albumem określana była mianem jednego z najważniejszych komiksów autorstwa polskich rysowników. Adresowana do czytelnika, który potrafi myśleć i jest zainteresowany niebanalną lekturą, opowiadała historie wynalazków i losy ich twórców. Z charakterystycznie rysowanymi postaciami, wplątanymi przez Skutnika w alternatywny, akwarelowy świat, czytelnikom Egmontu przyszło pożegnać się w 2006 roku, kiedy ukazał się album “Syntagma”. Mimo szuflady zaopatrzonej w scenariusze i głowy wyposażonej w świetne pomysły, kolejny album Skutnika z tej serii polscy czytelnicy dostali dopiero w roku bieżącym.

Jest to komiks bez słów, a więc ten z rodzaju najbardziej wymagających. Nie ma w nim narracji, a dialogi ograniczone są do wykrzykników i znaków zapytania. Brak jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby tłumaczyć to, co znajduje się na rysunkach. Można go przeczytać w pięć minut, podsumować jednym zdaniem i po jednym dniu zapomnieć, ale wówczas straci się całą zabawę. Bo “Dwa dni” to 68-stronicowe korepetycje z komiksu oraz album, który sprawdzi, jak wrażliwi jesteście na to medium.

Dwa dni to dwie historie. W pierwszej Skutnik wrzuca czytelnika i bohatera w sytuację, w drugiej opowiada o wynalazcy. Sytuacja w dowcipny sposób wykorzystuje motyw zapętlenia, a opowieść dotyka zagadnienia podróży w czasie. Każda z tych historii jest świadectwem tego, że autor bardzo dobrze się bawił wymyślając je. I zaproszeniem, skierowanym w stronę odbiorcy, nakazującym mu ciągłe wertowanie stron do przodu i do tyłu w celu wyłapania szczegółów, którymi opowieści są nafaszerowane. Komiks Skutnika nie jest kameralny ani spokojny. Z jego stron bije ekstatyczna radość tworzenia.

Łatwo można się poślizgnąć podczas wyszukiwania inspiracji graficznych Skutnika i przypiąć mu łatkę Jasona. Co prawda norweski autor brał na warsztat podobną tematykę (patrz: “Skasowałem Adolfa Hitlera”), lecz w sensie graficznym sam jest tylko jednym z wielu kontynuatorów tradycji Herge’a. Czysta kreska to znak firmowy Skutnika w “Rewolucjach”, a towarzyszy jej czysty przekaz, oparty na znakomicie prowadzonej narracji komiksowej i konsekwentnym postawieniu na funkcję komunikatywną komiksu. Skutnik, wybierając taką a nie inną formę, “skazał się” na narrację czysto obrazkową, jedynymi odstępstwami czyniąc onomatopeje oraz miejsca, w których udostępnia oczom czytelnika plany wynalazku jednego z bohaterów (dzięki czemu poznajemy jego imię i nazwisko). Ze starcia z najtrudniejszym rodzajem komiksu wyszedł zwycięsko, a obok ciekawej formy przedstawił intrygującą – i osadzoną w uniwersum “Rewolucji” – treść. Czego chcieć więcej?

Może tego, by tak fenomenalny komiks nie kisił się na rynku, który nie doceni go tak, jak doceniłby niemal każdy inny. Pewnie dlatego wydawca pokusił się o edycję międzynarodową. Obok polskiego widnieje angielski tytuł, a złotówkom na odwrocie towarzyszą ich odpowiedniki w euro i dolarach. Dodawszy do tego jakość wydania, z której zadowolony był sam autor, otrzymujemy idealny towar eksportowy, którym możemy chwalić się już wszędzie.

Autor: Dominik Szcześniak



Submachine Universe


Click here to download for free.

reviews: jayisgames | gameshelf

Submachine Universe is probably the first ever MSO (massively singleplayer online) created in 2010, extended ever since. You can freely travel between different locations, read theories about submachine and observe how things work inside this network. There are locations that you might recognize from previous games, there’s a lot of new yet undiscovered content, there are even locations that you think you know, but they’re somehow different.  Surely worth a look. The best part – it’s an open project, which means I can add more locations later on and it will all work together smoothly. So, tinfoil hats on and start exploring if you dare, because there are some dark places inside.

[meanwhile, seven years later…]

In January of 2017 this project stopped being “online” and morphed into “free HD downloadable” – remaining my only project in Adobe Flash that was still active and open in 2017.  Enjoy!



Subnet – gameshelf review


Audience participation in single-player adventures

By Andrew Plotkin

For the past few years, Mateusz Skutnik has been publishing a series of mini-graphical adventures (in Flash) called “Submachine”.

The games are spare on storyline, but each game has a little bit. Even if the pieces don’t fit together tidily… yet. As you might expect, there’s been lots of ongoing forum discussion about the series.

Now the author has put up a new Submachine site: Submachine Network Exploration Experience. This is explicitly not a game; it’s a set of interlinked mini-worlds, slices of the other games. The only “puzzles” are exploring and discovering new coordinates to explore. (Earlier games introduced a coordinate-based teleporter system.) But — this is the cool part — each mini-world contains some printed notes: forum transcripts, giving different people’s theories of what’s going on and what various parts of the game mean.

This is a lovely way to include the player community in what is, mechanically, a series of solo adventures. It incorporates player contributions; it acknowledges that player response is part of the story, without throwing “canon” (whatever that means) out the window (whatever that means). The Exploration site is clearly expandable — the creator can add new mini-worlds whenever he wants. Or add new transcript notes. It’s not part of the series (there will be more Submachine games) but it’s part of the world.

You know my kinks, Watson, so you know this immediately reminded me of Myst Online. Cyan’s project was a hugely ambitious MMO, of course, whereas Submachine is one designer’s tightly-scoped project. But with SNEE (do I call it “SNEE”?) Mateusz Skutnik is tackling the same issues: ongoing story and the fan community. And, I must admit, he’s now a step farther than Cyan ever managed.

(I don’t recommend you start with the SNEE site — it won’t mean much if you haven’t played the earlier games. Start with Submachine 1: the basement. The whole series is accessible from the Submachine World web site.)



Subnet – jayisgames review


By: Mike

I’m not sure if I’m being glib or hyperbolic when I say that Mateusz Skutnik’s Submachine series is the Lost of online adventure gaming, but I’ll say it anyway. I mean, I knew that both were excellent sci-fi tales about mysterious places, with imposing backstories and a knack for posing as many questions as they answer in every installment. But before I played the Submachine Network Exploration Experience, I didn’t know just how involved fans of the series were in discussing its mysteries and mythologies. Like the various alternate reality games involved in the marketing of Lost, the Exploration Experience gives fans of the series the chance to delve into the Submachine world like never before.

As the Exploration Experience declares from the outset, “This is not a game.” There are no puzzles to solve (at least, I don’t think there are), and no definite endpoint. Rather, it’s your chance to explore the vast reaches of the Submachine network. Fans of the series will recognize the teleportation devices that whisk you from one area to the next, and once you find some location codes you can be on your way. Some locations will be familiar, while others are brand new, possibly foreshadowing areas in Submachine 7, coming out later this year (note the buried lead!).

In addition to finding location codes, you will also find notes describing theories about the Submachine. These have been gleaned from the Pastel Games forums and are written by fans of the series. Some of the locations even seem to be constructed to affirm certain theories. It’s a great way to get fans involved in the series while providing more mysteries to ponder.

Throughout the Exporation Experience you will find all sorts of little clues and hints that possibly give some idea of what is going on. The design is such that more areas could easily be added, and Matuesz Skutnik has indicated that is his intention. If you are a fan of the series, the Submachine Network Exploration Experience offers all sorts of arcana to sate you until the next chapter is released.

[source]



Rewolucje 6 – escape pod




Rewolucje 5: Dwa Dni / Two Days


Rewolucje 5: Dwa Dni / Two Days
scenariusz i rysunki / story and graphics: Mateusz Skutnik
see sample pages | unpacking

buy eBook (pdf)

wydawnictwo: Mroja

  • cena z okładki: 33 pln (12$ / 8€)
  • rok wydania: 4/2010
  • liczba stron: 64
  • format: 150X210 mm
  • oprawa: twarda
  • papier: kreda
  • druk: kolor

recenzje:



Rewolucje 5 – recenzja w Hiro


„Rewolucje: Dwa Dni” (6/10)

„Dwa dni”, to dwie opowieści, pozbawione słów impresje ze świata „Rewolucji”, intrygującej i niezwykłej komiksowej krainy stworzonej przez Mateusza Skutnika. Krainy pełnej wybitnych jednostek i niesamowitych wynalazków, które mogą zmienić świat ale potrafią też zniszczyć swoich pomysłodawców. I choć najnowsza odsłona serii niezwiązana jest fabularnie z poprzednimi częściami, to pojawiają się w niej charakterystyczne dla tego świata motywy i tematy. „Dzień pierwszy” oraz „Dzień drugi” (bo tak nazywają się poszczególne historie), to więc opowieści o fantastycznych odkryciach, paradoksach wynikających z tych innowacji oraz przypadkowych sytuacjach mogących przekreślić genialne pomysły. Skutnik korzysta z tych samych składników i opowiada po raz kolejny na pozór tę samą historię, lecz zawsze stara się o świeże obserwacje i podsumowania. W albumie „Dwa dni” te starania wychodzą mu jednak połowicznie, bo mimo zgrabnego i świetnie spuentowanego „Dnia drugiego”, poziom całości zaniża pierwsza opowieść. „Dzień pierwszy” jest bowiem z początku sympatyczną, ale w rzeczywistości suchą zabawą formą, która pozostawia czytelnika obojętnym. Najnowsze „Rewolucję” są więc udaną, lecz jednodniową wycieczką.

Bartosz Sztybor


« Previous PageNext Page »