Rewolucje Monochrom, recenzja w Gazecie Wyborczej
June 4, 2005
Gazeta wyborcza Trójmiasto, środa 8 czerwca 2005
Derwisze na Długiej.
Pod Złotą Bramą zgromadzili się derwisze. Krążą beznamiętnie wokół własnej osi, nie zwracając uwagi na otoczenie. Albo padną z wycieńczenia, albo zgromadzą taką ilość energii, która tajemniczym spiskowcom może posłużyć do niecnych celów.
Na szczęście dla policji, straży miejskiej, prezydenta i wszystkich mieszkańców miasta, wszystko dzieje się pod jakąś inną Złotą Bramą, na jakiejś innej ulicy Długiej. Spiskowcy realizują swoje zagadkowe plany w jakimś innym Gdańsku. Bo wszystko dzieje się w komiksie gdańskiego rysownika Mateusza Skutnika, którego akcja toczy się w jakimś innym świecie, po jakiejś innej stronie rzeczywistości, w jakichś nieznanych, zakurzonych zakamarkach czasoprzestrzeni. Tam, gdzie nikt nigdy nie dotarł, tam gdzie toczy się jakaś osobna historia, być może zupełnie samodzielna i autonomiczna, a być może będąca krzywym odbiciem tej, którą znamy z własnego świata. Będąca niezdarną karykaturą wielkich wydarzeń, będąca jak przerysowane złamanym patykiem na mokrym piasku zdjęcia z pierwszych stron gazet, będącą odbitą na popsutym powielaczu kopią ważnych dokumentów, traktatów i aktów kapitulacji. W tym świecie ludzkie twarze mają niepokojące rysy – jakby skrzyżowanie mysich pyszczków i skórzanej piłki do palanta, w tym świecie w znane nazwiska wciskają się dodatkowe litery, zmieniając je nieznacznie, w tym świecie każda maszyna ma jakieś dodatkowe przyciski, korbki i pokrętła o niewiadomym przeznaczeniu.
W świecie Skutnika wszystko jest jakby trochę znane, ale jednocześnie trochę inne, jakby cała rzeczywistość przechyliła się trochę w bok i tak już została. Jak w zepsutym odbiorniku radiowym, gdzieś w środku ponurego pustkowia, gdzie żadna ze stacji nie odbiera wyraźnie, a te głosy, które słychać, nakładają się na siebie, więc można zrozumieć tylko urywki zdań.
Skutnik w swoim komiksie przedstawia takie właśnie urywki opowieści o innym świecie – krótkie epizody, nie łączące się w zasadzie ze sobą. Trzeci album cyklu – zdecydowanie najlepszy – opowiada przede wszystkim o odkrywcach i wynalazcach, ujawnia kulisy zdarzeń, które – wydawać by się mogło – są dokładnie poznane i opisane w książkach od historii. W świecie Skutnika ta książkowa wiedza okazuje się jednak przeterminowana i fałszywa. Najlepszy przykład to pierwsza, najbardziej fascynująca i poruszająca, opowieść tego albumu – alternatywna historia wynalezienia kinematografu. Autor w kilku kreskach, w pozornie chaotycznym zawijasie na jednym z kadrów, pokazuje tęsknotę za wielkim odkryciem, za przełamaniem słabości własnej wyobraźni i pomysłowości. A zaraz potem zderza je z przytłaczającym smutkiem po utracie kogoś, kto był prawie niezauważalny, ale bez jego delikatnego wsparcia, nie udałoby się nic.
Delikatne i łagodne rysy bohaterów Skutnika, w połączeniu z jego graniczącą z zajadłością precyzją w odtwarzaniu szczegółów architektury, a także skomplikowanych maszyn i urządzeń, nadają wiarygodności temu zdumiewającemu światu. A monochromatyczne barwy – każda historia kolorowana jest w innej tonacji – są znakomitą, plastyczną metaforą emocji i nastrojów, których pełne są te opowieści.
Przemysław Gulda
Dla Gazety –
Dr hab. Jerzy Szyłak
Naukowiec specjalizujący się w teorii komiksu, wykładowca filmoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim:
Moim zdaniem Mateusz Skutnik jest w tej chwili najciekawszym polskim rysownikiem komiksowym – być może udałoby się znaleźć kogoś lepszego pod względem technicznym czy artystycznym, ale Skutnik jest najbardziej świadomym tego, co chce robić. W swoich kolejnych pracach konsekwentnie rozwija swój własny pomysł na komiks. Jest prawdziwym autorem, w pełnym znaczeniu tego słowa: samodzielnie czuwa nad wszystkim. Bardzo podoba mi się jego pomysł na kreację świata, np. te wszystkie przestylizowane ludzkie postacie, które są istotami zawieszonymi między realnością a światem symbolicznym. To pozwala mu przechodzić swobodnie między znaną nam rzeczywistością a wymyślonym światem. Ważne jest też to, że w jego pracach wyraźnie widać, że komiks nie musi być szybki i obfitujący w wydarzenia, że zdolny twórca może z powodzeniem sterować tempem opowiadanej historii i znajdować w niej miejsce na uczucia, którymi ‘Rewolucje’ wprost kipią.