Rewolucje Syntagma: recenzje na forum gildii


forum gildia.pl

LJC:

przeczytałem z zapartym tchem. filozoficzno-sensacyjna fabuła spina tak wcześniejsze 3 części, że nie ma wątpliwości, że całość była zaplanowana z mistrzowską precyzją w porównaniu z poprzednimi wręcz sennymi częściami 4 niesamowicie przyspiesza, kapitalna zmiana rytmu. Jak dla mnie tym albumem Skutnik jednoznacznie pokazał, kto jest najlepszy w Polsce

Tyler Durden:

‘Rewolucje’ to mistrzostwo i bardzo się cieszę, że seria będzie kontynuowana. Gratulacje dla autora.

Julius Corentin A.:

hm, nie wiem jak to wszystko zebrac do kupy, pozwole sobie napisac ten teks na zasadzie luźnych myśli, w miere chronolicznie zebranych (albumowo chronolicznych)

scenariusz Rewolucji jest na tyle bogaty i zrożnicowany, ze obok historii smutnych, nostalgicznych, poprzez absurdalne trafiamy równiez na bardzo zabawne. absurdalną mozna nazwać chociażby historie kobiety, ktora ze względu na potrzebę kupuje z sierocińca drugie dziecko. czy nie przewidziala, ze mając do dyspozycji dwoje dzieci i jedno ubranko i tak skazuje drugie dziecko na smierć? po jej stoickim spokoju wnioskujemy, ze raczej nie zawracala sobie tym glowy. wazna byla wyprawka. a zabawne? to np. aluzja do dzisiajszych czasow i inernetu w postaci profesora z ambicją stworzenia sieci komunikacyjnej oplatającej caly glob. jak by tego malo jego nazwisko to.. Nett.

historie łączone są nietypowo.

‘przejściowki’ to element, ktory z pewnościa zapadnie czytelnikowi w pamieci. mozna by tu wymienic dwie podstawowe metody, ktorymi posluguje sie Mateusz:

pierwsza – ‘filmowa’, to plynne przejście jednej historii w druga, scena w scenę, gdzie po tym jak ‘nowy’ bohater/owie niezobowiazująco pojawia/ją sie w zakończeniu ‘starej’ akcji, zaczynamy sledzic jego/ich działania w kolejnych kadrach nowego wątku.

inna, juz typowo komiksowa metoda, bazuje na wlasciwościach nieruchomego obrazu. jest to uchwycenie graficznej specyfiki danego kadru i powtórzenie jej na początku nowej opowiesci. (szczegolnie efektowne w drugim tomie na 8 stronie, ale również motywem przejściowym bywa lampa lub latarnia – symbole oświecenia w Rewolucjach).

w historii ropoczynającej Elipsę widać bardzo dobrze mozliwości komiksu jako medium, jak również umiejętnosci wykorzystania tego medium przez autora.

obserwując chodząca po plazy i zbierającą muszelki postać czytelnik nie domysla się, ze wspoltworzący narrację monolog w tle nalezy do kogo innego. ta nietypowa zamiana ról, polączona z zaskakującym odkryciem (osoba, a raczej mistyfikacja osoby wołającej o ratunek to nie ofiara tylko kat) robią świetne wrażenie.

historia następna wyraźnie koresponduje z opowiścia o profesorze Nett’cie. po raz kolejny konfrontujemy dawną rzeczywistośc z obecną, widząc, ze to co uważaliśmy za nieosiągalne lub nietypowe w przeszlości – dzisiaj jest faktem, równie absurdalnym jak pierwotna idea. (związek podtrzymywany za pomoca telefonu, telegrafu. internetu, prowadzony na odleglość).

idealnie do tego komponuje sie wątek z opisem telefonu przenośnego, ktory moglby sugerować, ze niezaleznie od poziomu rozwoju, ludzkośc boryka sie z tymi samymi, losowymi problemami technicznymi.

w drugim tomie poznajemy dwie bardzo ciekawe postaci. (nawiasem mowiąc moje ulubione).

florian gustaw melnitzki gra pragmatycznego, racjonalnego naukowca, prywatnie natomist zajmuje sie medytacją i wydaje sie być czlowiekiem o bogatej duchowości. prawdopodobnie, paradoksalnie jego wiara w swiat zasad naukowych upadla w momencie, gdy zdolności pozwolily mu przewidziec bieg zdarzeń, oraz mieć gotowa odpowiedź na każdy problem. gustaw jest skromnym naukowcem, odczuwa poczucie winy spowodowane faktem wszechwiedzy. wszechwiedza go przytlacza. wraz z kolejną ciekawą osobistością świata Rewolucji – henrykiem napftą (oświecony, zdolny do cofania sie w czasie) odegra w tej powiesci wazną rolę.

Monochrom, trzeci z serii, stanowi pewną rewolucje.

typowy uklad zwartego albumu o wielu zasygnalizowanych wątkach zostaje zastąpiony osobnymi tytułowanymi historiami. moim zdaniem byl to udany zabieg, tymbardziej, ze każda z historii tego albumu ma swoją ograniczona paletę barw i ‘przejścia’ niekoniecznie byly tu uzasadnione.

dodatkowo ‘monochromatycznosć’ Kinematografu, czy Invertu sa formalnie uzasadnione. z calości wybija sie tylko nieco ‘chropowaty’, choć kolorystycznie rownież jednolity Rentagen.

poza kolorystyką (stonowaną, usystematyzowaną. w przeciewieństwie do poprzednich albumow operującą w większości pełnymi barwami) zwraca uwagę również rysunek. widac, ze autor zmienil nieco styl i te poszukiwania odpowiedniej kreski dla Rewolucji (o ile z czwarrtm tomem nie zostaly zakończone..) idą w dobrym kierunku. przede wszystkim jest coraz mniej niechlujności i przypadkowości (niedociągnięć – takimi je odbieram), ołowka w tle (co bardzo mnie irytowalo w poprzednich częsciach i nie wychodzilo na dobre). widać dbalość (w rozsądnych dawkach) o detal, a postaci nabrały wreszcie regularności. znacznej poprawie ulegly projekty twarzy.

fabularnie tom trzyma poziom poprzednich, a nastrojowy Kinematografi, pomyslowy Rentgen, czy formalnie nietypowy Invert to jedne z lepszych motywow calej serii. (moim zdaniem oczywiście)

widac takze, ze Skutnik ograniczyl ilośc slow na rzecz narracji obrazem i z racji tego, ze wyszlo mu to bardzo dobrze, uwazam – powien w swoich kolejnych pracach zachowac tą ‘oszczędnośc’.

co przynosi nam lektura ostatniej częsci?

żeby moze podtrzymać watek ‘techniczny’, zaczne od strony wizualnej.

rysunek przechodzi kolejną ewolucje, juz nie rewolucję. (czy przypadkiem nie rysowaleś Mateuszu tego albu innymi przyrządami? w Monochormie kreska ma stałą grubość, tu jej grubosć wydaje sie byc nieustannie modulowana). a oryginalny papier rysunkow po fakturze przywoluje na mysl papier pod akwarele, w każdym razie dalo to ciekawy efekt (czy może to filtr?).

kolorystyka również przeszla metamorfozę, jest intensywna, odważna, bardzo pastelowa i znowuż miejscami jakby pozbawiona tego manualnego, odręcznego charakteru (mam nadziej, ze w przyszlosci nie wyewoluuje to w technike komputerową)

jak wiadomo celem albumu bylo zebranie wszystkich wątkow do kupy.

w jaki sposob splataja sie one ze sobą?

za dlugo by to opisywac i zapsulo by to zabawe, każdy kto czytal ostatni tom wie. warto natomist zaznaczyć, ze nie wszystkie historie mają związek z glowna opowiescią (historię Rentagena dla przykladu z glownym wątkiem lączy osoba wojskowego przeprowadzającego eksperymenty na przemian z przesluchaniem napfty) i zazwyczaj slużą przedstawieniu bohaterow cyklu, jak to zostalo napisane na odwrocie jednego z albumow – w kluczowyc momentach ich zycia. i oczywiście w rewolucyjnym duchu.

akcja Syntagmy jest wartka, w niczym nie przypomina poetyckich opowisci poprzednich tomow. kluczem do sukcesu bylo tu opowiedzenie dosyc skomplikowanej fabuły, rozgrywającej sie na krotkim odcinku czasu z perspektywy kilku bohaterow. nie bylo by to mozliwe, gdyby nie spora ilosc osob zamiesznych w intryge. pomimo takiego skondensowania informacji, danych, czytelnik orienetuje jak przebiega fabuła i kto akualnie jest narratorem. wersje pokrywają sie, a raczej uzupelniają.

wraz z gęstościa scenariusza, rozdrobnieniu ulegly kadry, co również stanowi pewną nowość dla serii.

z lektury wynika, ze wynalazki w największym stopniu wplywaja na zycie swoich tworców, a nie ogolu, dlatego Rewolucje nie nalezy traktowac jako alternatywną opowieśc o uszczęśliwianiu swiata postepem technologicznym, ale jako historię jednostek, ludzi zwykle niedocenionych, dotkniętych pewną chorobą, czy tez obsesją, ktora karze wbrew logice dazyć do okreslonego celu.

obsesja ta jak sie okazalo ma decydujący wplyw na ich życie, daleko większy niż samo zagadnienie ktorym sie zajmowali, a w kilku przypadkach wyszla poza ramy naukowego poznania.